1/29/2017

12. Poczucie winy

- Sauli? Jaki wypadek? Co się stało?
Tancerz od razu się podniósł i wyprostował. Patrzył na Adama.
- Samochodowy?... I skąd Darwin wie?
Terrance czuł silny stres i ukłucie w żołądku. Coś było nie tak jak powinno. Zdenerwował się.

- Bo był tego świadkiem. Zabierze go do szpitala - Adam poczuł, że jego dłonie zaczynają lekko drżeć, więc czym prędzej schował telefon do kieszeni i zaczął się podnosić do pozycji stojącej.
Sauli był jego przyjacielem i osobą, z którą kiedyś dzielił swój świat, wiec było dla niego normalne to, ze się martwi.
- Darwin mówi, że szedł alejką i zauważył że jacyś faceci kogoś kopią, więc pobiegł z pomocą, bo wiesz jaki on nieustraszony. Przegonił ich, ale Sauli nie jest podobno w dobrym stanie. Chyba...chyba musimy tam iść.

 - Boże... - szepnął Spencer i przyciągnął do siebie Adama i mocno go przytulił. - Już, już pójdziemy, jak się troszkę uspokoisz. Trzęsiesz się cały... wyliże się z tego... będzie dobrze, Boo...
Zrobiło mu się niedobrze. Spięły się wszystkie mięśnie, a w głowie pojawiły pewne kropki, które nie koniecznie musiały  być powiązane, ale i tak zaczął je mimowolnie łączyć w całość.

Muzyk był bardzo spięty, ledwie oddychał. Przymknął oczy próbując wymyślić jaki mógł być powód tej napaści. Okradli go? Chcieli zgwałcić? Naraził się im jakoś? To wszystko nie mieściło się w jego głowie, którą wypełnił tępy szum. I ból.
- Chodźmy już - Adam chwycił dłoń tancerza w swoją i pociągnął go do wyjścia.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji oprócz złości i zdeterminowania do wyjaśnienia sytuacji. Za to cały wachlarz uczuć przeżywał wewnątrz siebie. Taki już był: wszystko piętrzyło się w nim. Ale dłonie wciąż lekko się trzęsły.
Ten właśnie szpital nie był daleko, tylko kilka minut piechotą stąd. Szedł szybko i naprawdę sztywno, nie mówiąc niczego po drodze do tancerza.
W końcu dotarli i na jednym z pierwszych korytarzy spotkali Darwina, który uśmiechnął się na ich widok z ulgą.
- Hej, Adam, wyluzuj - powiedział na wstępie, widząc wkurzoną minę muzyka. - Na szczęście to nic wielkiego, właśnie zszywają mu łuk brwiowy. Miał naprawdę farta, bo oprócz kopniaków zaserwowali mu tylko kilka policzków przy użycia kastetu, ale złapał ich patrol i mieli przy sobie kwas żrący. Gdybym nie pod...
- Mieli co? - zapytał Lambert niepewnie. Krew odpłynęła mu z twarzy. W tamtej jednej chwili poczuł, jak coś z głuchym trzaskiem pęka w jego środku.

- Woah, woah, woah, woah! - Terry spojrzał na Darwina znacząco, żeby nie mówił więcej i przyciągnął Adama ciasno do siebie mocno go trzymając.
- Spokojnie, Boo... - ujął jego podbródek w dłoń i spojrzał twardo w oczy. - Oddychamy... skup się na mnie, hm? Nie panikujemy. Oddychamy. Nic się nie stało. Łuk brwiowy, słyszałeś? Nic poważnego, tak? - mówił spokojnie, ale stanowczo. Uspokajająco i go do siebie ciepło przytulił. Spojrzał znacząco na Darwina wzrokiem, który mówił:  "Powiesz mi resztę później, on nie powinien wiedzieć dosłownie wszystkiego".

Lambert patrzył na Terrance'a i bardzo chciał go posłuchać, ale coś wielkiego stanęło mu w gardle utrudniając oddychanie. Surrealistyczny, irracjonalny strach rozlazł się niczym mrówki po jego ciele. Dopiero po dłuższej chwili był w stanie głęboko odetchnąć.
Odsunął się odrobinę od tancerza i ciągnąc go za rękę ostrożnie usiadł na jednym z krzesełek i popchnął delikatnie Spencera na miejsce obok.
- Wybacz, że zrobiłem szopkę, Terry - powiedział po chwili zachrypniętym głosem.
Jego dłoń głaskała dłoń chłopaka: bardzo go to uspokajało.
*
Darwin zmarszczył brwi przyglądając się sytuacji i zastanawiał się, dlaczego wokalista zareagował w ten sposób na tak normalne słowa.
Ale wzruszył tylko ramionami i z powrotem odszedł kilka kroków w stronę drzwi, za którymi lekarze zajmowali się Saulim.

- Nie tłumacz mi się ani nie przepraszaj. Wiem i rozumiem. Jestem po to, żeby cię chronić i wspierać, więc nie przepraszaj. Oddychaj spokojnie, Boo... - mówił łagodnym spokojnym głosem. Delikatnie ucałował wierzch dłoni srebrnowłosego. - Uspokoisz się, a ja pójdę się dowiedzieć więcej, dobrze? - ucałował delikatnie jego czoło.
*
Kiedy Adam już był spokojniejszy, tancerz zostawił go z Darwinem, mówiąc mu jedynie, że ma mu nie mówić szczegółów, tym bardziej związanych z kwasem. To on jest od ciężkich rzeczy, jeśli trzeba. Terry poszedł do lekarzy, a potem do Sauliego.
- Jezu, stary nastraszyłeś nas jak cholera... z twoją posturą powinieneś wiedzieć, że ochrona to by się jednak przydała jakakolwiek, chociaż jakiegoś kumpla ze sobą mieć, a nie samemu...

Darwin siedział obok Adama. - fuck... -mruknął kiedy przeczytał wiadomość na telefonie - Holly pewnie niedługo się tu pojawi. źle zrozumiała wiadomość i pewnie wpadnie. - dopisywał wiadomość "kochana, mi nic nie jest. Sauli leży. Ja siedzę z Adamem i jest ze mną w porządku. Przynajmniej ze mną, bo Adam odszedł w pewnym momencie od zmysłów"

Sauli odczekał, aż personel zostawi ich w miarę samych i przysunal się do Terrance'a. Na twarzy nie był za bardzo pokiereszowany - zadrapania na policzkach, rozciety łuk brwiowy. Ale spore opatrunki na brzuchu i prawej stronie klatki piersiowej świadczyły o tym, że tam było dużo gorzej.
- Stary - zaczął mocno zdenerwowanym głosem. - Paranoja. KTOŚ musi wiedzieć o tym, że wczoraj się spotkaliśmy i po co - spojrzał na niego uważnie. - Zanim pojawił się Darwin, jeden z nich krzyknął "to za wczoraj". Mam mętlik w głowie, ale chyba nie uciekli glinom. Darwin wspominał coś o kwasie - syknął cicho, kiedy poruszył się lekko. Ból brzucha był ogromny.
- Rozumiesz, co to znaczy, prawda? Ten mały skurwysyn znowu miesza. I tym razem idzie na całość. Trzeba trzymać Adama jak najdalej od tego tematu. 
*
Adam spojrzał na Darwina z głupią miną. Kiedy serce uspokoiło rytm, a ból w głowie zaczął ustępować, wracał jego humor.
- Rzeczywiście, do dupy napisałeś. Nawet nie wiem, co ja bym pomyślał po takim smsie, a Holly jest laską, to jeszcze zacznie nad nim kombinować i wymyśli zaraz coś, co nawet po pijaku nie przyszłoby ci do głowy. 

Spencer sam poczuł mocnego kopniaka w brzuch - Wiedziałem kurwa, że to nie przypadek. Wiedziałem - był poważnie zdenerwowany, aż usiadł obok Sauliego na krześle i przetarł twarz dłońmi - Stary, strasznie cię przepraszam... Ja pierdole... Załatwię ochronę. Przez kolejny tydzień musimy już być bezpieczni. I zrobię wszystko w chuj po cichu. Nie mogę Tommy'emu pokazać, że wiem... Ja pierdole... to jest kurwa chore. Muszę to przemyśleć i poukładać... Adam musi być bezpieczny 
*
Darwin uśmiechnął się - Ta... znając ją zacznie panikować i się martwić jak cholera, jeśli nie odbierze drugiego smsa. Co u was w ogóle?

- Ej, to nie twoja wina - chłopak klepnął go pocieszająco w ramię. - Właściwie to niczyja wina. Teraz dopiero dociera do mnie jak popieprzony jest Tommy. Trzeba coś z tym zrobić. Musimy coś z tym zrobić. Bardzo bym nie chciał, żeby skrzywdził kogoś jeszcze. Ale, ej, poradzimy sobie. Sam w tym nie jesteś.
*
- U nas jest dobrze, nawet bardzo dobrze - myśli Adama, kiedy skupiły się na Terrancie, znów zaczęły y być spokojne, a w środku poczuł falę zalewającego go ciepła. Mimowolnie się uśmiechnął. - Spędziliśmy wspaniałe wakacje. A jak u ciebie i Holly? Widziałem na insta, że ostro szalejecie.

- Tak wiem, ale jak gnojek odpierdala już takie rzeczy... -Poczuł strach. Po prostu strach. O Adama, o siebie, o Sauliego, Darwina, Holly i wszystkich innych. Niebezpieczeństwo jest na wolności - zacznę od ochrony. Chuj, wypierdolę hajs, ale inaczej się nie da. - wyciągnął telefon i napisał do ochrony, którą mieli w trasie. - ... będą za pół godziny w szpitalu. God, będę musiał wyjaśnić wszystko Adamowi, żeby móc go w pełni chronić. Musi wiedzieć, żeby nie zrobić nic głupiego. - denerwował się, bał i stresował. - Byleby wyjechał... Wyjedzie z ochroną, z Queen to będzie bezpieczny. A ty masz dojść do siebie, jasne? - spojrzał na blondyna z niepokojem w spojrzeniu, choć twarz nie zdradzała czegokolwiek.
*
Darwin uśmiechnął się ciepło.
- Trochę po staremu, ale bliżej i częściej w łóżku - zaśmiał się cicho - dalej jest mendą i się gryziemy, potem z tego śmiejemy. Jest dobrze. Odkrywam części jej charakteru, o których nie miałem pojęcia. I jestem z tego powodu niesamowicie szczęśliwy.

- Spokojnie, o mnie się nie martw, poradzę sobie. Przyjechałem tutaj przecież z pracy, zaraz podeślą mi kogoś do ochrony. Już dzwoniłem gdzie trzeba - uśmiechnął się Sauli pocieszająco. - A ty uważaj na siebie, na Adama i na Darwina szczególnie, bo może mieć kłopoty za to, że mi pomógł. I dawaj znać co tam. Ja dam znać jak wyjdę.
*
- To słodkie - uśmiechnął się Lambert ciepło. - Tymi charakterkami to się nieźle dobraliście. Wiesz, ja się zastanawiam, jak mogłem być taki ślepy przez większość życia - wyznał szczerze. - Praktycznie zawsze spędzałem z Terrancem dużo czasu. Zawsze był gdzieś obok. Czy przejście przyjaźni w miłość zawsze jest takim wielkim BUM, że w jednej sekundzie ten człowiek jest twoim najlepszym kumplem, a w drugiej nie widzisz już świata poza nim?
Oprócz swojej mamy, po raz pierwszy rozmawiał z kimś na temat uczuć do Terrance'a. Darwinowi zawsze ufał i lubił z nim rozmawiać.

- Stary powiem ci, nie wiem, czy zawsze... Ale też to przeżyłem. Nie miałem takich uczuć do Holly. Po prostu pod koniec gdzieś coś pękło i wszystko obróciło się rzeczywiście o 180 stopni, jeśli chodzi o uczucia. Więc też byłem ślepy. Ale krócej. - uśmiechnął się ciepło. - Życie zaskakuje czasem.
*
- Fuck...o tym nie pomyślałem tak. Damn... ugh... Dobra. Idę, trzeba ten burdel ogarnąć. Jakby co to mi dawaj znać co i jak. Jesteśmy w kontakcie. Pisz jak najczęściej. Jak masz jakieś przeczucia to też. I poważnie uważaj na siebie, bo Adam mi na zawał zejdzie. - przytulił go super delikatnie, zmierzwił delikatnie włosy, pożegnał się i wyszedł, akurat jak ochrona weszła na korytarz. - Dzięki, że przyjechaliście. Adam, jedziemy do domu. Musimy porozmawiać. Darwin, też się zbieraj i macie nie rozstawać się z ochroną. I ty i Holly. Wyjaśnią wam wszystko po drodze. Już. - Powiedział stanowczo i twardo, ale spokojnie. Wziął Adama za rękę, splótł ich palce i nic nie mówiąc już razem z ochroną wsiedli do samochodu. Był jak z kamienia. Wszystkie mięśnie tak bardzo spięte. 

Adam niespecjalnie początkowo rozumiał co się dzieje i cała ta sytuacja z ochroną sprawiła, że zaczął myśleć, że napad na Sauliego to była w jakimś stopniu jego wina. Oczywiście nie umyślna, ale miał wrażenie, że coś jest bardzo nie tak i że na końcu tego wszystkiego jest właśnie on sam. Poczuł niemiłe swędzenie na dnie umysłu, kiedy kawałki układanki zaczynały łączyć się w całość.
Pożegnali się Darwinem, który został na korytarzu z dwójką ochroniarzy. Holly miała być na miejscu już niedługo, więc postanowili na nią zaczekać. Zrozumiał tylko tyle, że dzieje się coś bardzo niedobrego i ktoś im zagraża. Dlatego nie oponował i bez słowa poszedł z Terrancem do samochodu.
- Dowiedziałeś się czegoś, prawda? - powiedział tak cicho, żeby tylko Terrance mógł go usłyszeć. - Sauli ci coś powiedział.

Tancerz skinął głową twierdząco. Dwukrotnie.
- W domu, kochanie. W domu.
Kiedy dotarli do domu, ochrona została przed drzwiami.
- Zostanę z tobą, dopóki nie wyjedziesz.
Terrance'owi było niedobrze z nerwów, ale niczego nie pokazywał. Nie wiedział od czego zacząć.
- Spotkałem się z Saulim niedawno... nie, nie... inaczej. Tommy do mnie napisał...  udawałem że nic nie wiem, wiesz, dalej kumple i się o niego troszczyłem, czy wszystko okej, powiedział, że się cieszy i zaczął mnie ostrzegać przed tobą. przejąłem się, żeby myślał, że mu wierzę. potem po  przylocie,wieczorem spotkałem się jeszcze z Saulim na piwo...

Adam czuł zdenerwowanie Terrance'a, które stopniowo zaczęło mu się udzielać. Zmarszczył brwi.
- Czy przypadkiem nie usłyszałeś jaki to okropnie zaborczy i zazdrosny jestem? - nerwy zaczęły opadać ustępując miejsca złości. Typowa zagrywka człowieka, którego Lambert tak długo uważał za dobrego przyjaciela. Który niszczył jemu i jego najbliższym życia. Sukcesywnie, krok po kroku. - Nie usłyszałeś, jak bardzo musisz na siebie uważać, bo jestem nieobliczalny?
Zacisnął dłonie w pięści.
- Opowiadał te wszystkie brednie Sauliemu. A wcześniej chłopakowi, z którym kręciłem jakieś dwa miesiące, bo uciekł po usłyszeniu słów Tommy'ego. Nie jestem pieprzonym ideałem, ale przy tym małym skurwysynie o niewinnych oczkach, któremu każdy wierzy, wyglądam jak potencjalny psychol najwyraźniej.
Odetchnął głęboko. Nerwy brały górę, ale wciąż się pilnował. Kiedyś, po kłótni z Koskinenem, gdy Ratliff nagadał mu pierdół o nim i pokłócili się cholernie mocno, muzyk zdemolował całe mieszkanie. Gdyby wtedy miał Tommy'ego pod ręką pewnie niewiele by z niego zostało.
- Czekaj - zatrzymał się na chwilę, bo przez cały ten czas krążył w kółko po salonie. Założył ręce na piersi.
- Więc gadałeś na ten temat z Saulim, on powiedział ci wszystko, a mała gnida z zemsty chciała...?
Nie potrafił dokończyć. Poczuł jak na samą myśl o tym panika rośnie w jego głowie, więc odrzucił ją od siebie.
- Ale...jak do cholery się dowiedział? Gadaliście bardzo głośno? Dużo osób przy was siedziało?

- Jak się nie uspokoisz, to nie będziemy rozmawiać - Spencer spojrzał na niego znacząco, a potem na jego zaciśnięte pięści. - Owszem. Usłyszałem to samo. Tyle, że ja ufam człowiekowi, którego kocham. I przestań się unosić. Mamy większe problemy niż to, że Ratliff gada bzdury. I siadaj do cholery.
Krążenie Adama tylko go stresowało.
- Siedzieliśmy sami.W kącie i nie rozmawialiśmy głośno. Sam Ratliff też gonie zaatakował, tylko jakieś gnojki dorzucając tekst, że "to za wczoraj", co oznacza, że niski popierdoleniec działa nie własnymi rękami. A ty siadaj i musisz mi parę rzeczy wyjaśnić. Bo tego nie zrobiłeś, kiedy po dobroci pytałem, czy coś jeszcze powinienem wiedzieć. - Był zły. Bardzo zły i przejęty. Wszystko ze strachu o piegowate szklane ciało.

Usiadł na kanapie bardzo nie chcąc się kłócić jeszcze z Terrancem.
- A jak miałem to powiedzieć? - zaczął już spokojniej, ale z nerwów zaczął wykręcać sobie palce. - Sądziłem, ze może przeszło mu po takim czasie. No i przecież nie rozmawialiśmy ze sobą prawie dwa lata z górką. Nie brałem pod uwagę, że może być aż taki psychiczny. Ale pytaj. Słucham cię.
Zdenerwowanie powoli opadało, a kiełkujące na nowo poczucie winy rosło w nim ze wzmożoną szybkością.

- To ja powinienem słuchać - tancerz westchnął ciężko i kucnął przed nim. - Od początku. Sauli mi powiedział, że Tommy ci mówił, coś że jego orientacja przy tobie mu się pierdoli. Wyjaśnisz mi jak było, dlaczego to zupełnie zignorowałeś i jak on zareagował? ... - patrzył Adamowi w oczy. - Potem ponoć działy się dziwne rzeczy między wami o których nawet Sauli nie wie, bo ponoć to drażliwy temat. Cóż. W tej sytuacji, uważam, że powinienem wiedzieć. A wiesz dlaczego? - wziął jego dłonie w swoje - pokrzyczę na ciebie. Że nie mówisz mi wszystkiego, zmuszę cię do mówienia ciężkich rzeczy, tak jak ty zmusiłeś mnie. Ale robię to dlatego, że cię kocham i nie zamierzam odchodzić i się poddać, bo jakiś gnojek straszy i coś kombinuje. Kocham cię, rozumiesz?... Kocham i chcę chronić najlepiej jak mogę. I zamierzam nie słuchać, cokolwiek powie. Bo tobie ufam, tak? Ale żeby ufać w pełni, to trzeba być zupełnie szczerym, więc powiedz mi wszystko... Jak było.

Patrzył w oczy tancerza. Ciepło, jakie go ogarnęło po usłyszeniu tych słów pozwoliło mu choć na chwilę zapomnieć o tym jak bardzo jest zdenerwowany. Poczuł się bezpiecznie pierwszy raz od momentu wyjścia z kawiarni. westchnął cicho i poklepał miejsce obok siebie dając do zrozumienia tancerzowi żeby usiadł. Bo może być długo. I ciężko.
- Po koncercie w Amsterdamie, wiesz którym, przespaliśmy się ze sobą. Pierwszy i ostatni raz. To właśnie ten moment Tommy uważał za swoje "problemy z orientacją", jak to określił. Tylko ze ja byłem wtedy nieładnie mówiąc, najebany w chuj. Nawet nie wiem jakim cudem udało mi się go wypieprzyć i to jeszcze w sposób, który tak by nim wstrząsnął, ale mniejsza z tym. W każdym razie potem Tommy zrobił się po prostu dziwny, zaczęły się jakieś słodkie mizianki za kulisami i w ogóle. Ignorowałem to, aż w końcu powiedziałem mu wprost, ze jest moim kumplem, a to było całkiem jednorazowe i nie na trzeźwo. Wydawało mi się, ze dobrze to przyjął, dopóki nie zacząłem spotykać się z takim jednym kolesiem. Możesz go nie kojarzyć. To właśnie z nim byłem przez dwa miesiące. Tommy odwalał uroczego kociaka po cichu ostrzegając go przede mną. A skoro Tommy był taki kochany, a mnie w sumie nie znał na tyle, by ufać całkowicie, to co zrobił? Spakował manatki. Nie od razu się połapałem co się w ogóle stało, ale uświadomiła mnie Brooke, która z uwagą podobno obserwowała relację Tommy'ego i tego chłopaka. Więc się wkurzyłem i nagadałem mu, a on mnie wyśmiał. Powiedział mi, że chyba zwariowałem, że on nie miałby żadnego celu w rozwaleniu mi związku, bo wie, że nie ma szans. Postanowiłem dać ostatnią szansę, ale przyglądałem się mu uważnie. No i spotkałem Sauliego. Tu już wiesz jak było. Do Tommy'ego nie dało się dotrzeć. Zarzucał mi, że przesadzam, że nie widzę swoich błędów i doszukuję się wszystkiego w nim, bo się na niego uwziąłem. Kpił sobie ze mnie prosto w oczy. Więc go pożegnałem. Ale związku uratować się nie dało. To chyba wszystko. 
Kiedy już się wygadał, oparł się o kanapę i wypuścił z siebie powietrze. Miał wrażenie, ze cała ta sytuacja niesamowicie zmęczyła go psychicznie. Głowa pulsowała bólem.

Spencer zamyślił się na chwilę.
- Sauli powiedział mi o fobii. Tam, przy piwie. Nie wiem w sumie za co oberwał. Bo naprawdę, nie rozmawialiśmy głośno. Musiał dostać, za to, że się ze mną spotkał. - zawiesił głos na chwilę. - Jestem umówiony z Ratliffem na jutro. W samym centrum miasta na piwo. Wezmę ze sobą więcej ochrony, ale dyskretnej. I więcej zwołam do Ciebie. - przetarł twarz dłońmi - Chcę to wszystko wyjaśnić. Ale sprytnie i po cichu. Tak, żeby się skurczybyk nie czuł złapany. Nie wiem... pójdę, po prostu napijemy się piwa i swobodnie porozmawiam o niczym. Zobaczę jak reaguje, w jakim jest humorze, o czym mówi i co mówi. Poprzyglądam się mowie ciała... Chcę wiedzieć na czym stoimy. - westchnął - On Cie po prostu może kocha. Chorobliwie. W sumie dałeś mu powody i prawo. Pocałunek bez uprzedzenia na gali, potem wiesz, zabawy na scenie. Nie twoja wina. Człowiek po prostu czasem pęka, nie? To jak z kłamstwem. Powtórzone wystarczająco wiele razy staje się prawdą. Tak on tyle razy dostał bliskość, że potem zaczął jej potrzebować... - intensywnie myślał jakie kroki podjąć.

- Chciałbym wiedzieć, skąd się wzięła - przyznał Adam szczerze ostrożnie dobierając słowa, żeby nie poczuć wracającej paniki. - Ale nie potrafię nawet o tym rozmawiać. Kiedy tylko pomyślę o... - głos uwiązł mu w gardle, a pierwsze oznaki bladości pojawił się na jego twarzy. Zagryzł wargę i odetchnął kilka razy głęboko, żeby się uspokoić. - No, sam widzisz.
- Powiem ci tak: nie uważam spotkania z nim za najbezpieczniejszy pomysł, ale na pewno jest w jakimś stopniu rozsądny. Oczywiście tylko, jeśli chcesz go poobserwować. A znając ciebie, to będziesz próbował coś z niego wyciągnąć.
Adam spojrzał na Terrance'a z determinacją.
- Wiesz co? Tommy nie zna naszych nowych ochroniarzy. Weź ich jak najwięcej możesz, każ ubrać się po cywilnemu i niech siądą w knajpie jak normalni klienci. Przy różnych stolikach. Jeśli do czegoś będzie miało dojść, to Tommy się nie wymknie. Zrób to, proszę cię. Dla swojego bezpieczeństwa. Bo ja tu zwariuję.

- No nie brałbym ich w mundurach. To jasne. Część pojawi się przede mną, część po mnie, a jeden czy dwóch może wejdą mniej więcej razem ze mną. I nie będę wyciągał. Nie naciskam, nie wyciągam, chyba, że tak, żeby myślał, że mu wierzę i ufam. Może nawet rzucę, że już zaczynasz się robić kłopotliwy i się obawiam... Wiesz, że potrafię wiele. I potrafię kłamać. Teatr i taniec na coś się przydały. Jestem świadomy wszystkiego co robię. I naprawdę mi się z fobii nie tłumacz. Ważne, żeby nic się nie stało. I Darwin z Holly też dostali sporo ochrony. Sauli sam wysnuł, że skoro Darwin go obronił, a jeszcze trochę i mogło się stać dużo gorzej niż się stało, to mogą teraz też Darwina szukać. Nie wiem co jak wyjedziesz. Będzie trzeba to załatwić, żebyś miał dużo ochrony non stop i żebyś na siebie uważał. - w jego tonie dało się usłyszeć głęboką troskę i zmartwienie. Nie mówił o swoich odczuciach. Postawił sobie rolę skały, która będzie trzymać Adama i chronić i w roli pozostawał. - Chodź, zjemy coś, cokolwiek i położymy się do łóżka. Z czasem powinno wpaść więcej ochrony i chronić też dom. Chodź... - pociągnął Adama za rękę do kuchni i sam zaczął coś kombinować do jedzenia dla siebie i dla chłopaka. Po za nerwami, stresem i strachem, po raz pierwszy czuł zupełnie całym sobą miłość. Głowę miał pełną myśli. Bał się spuścić Adama choć na chwilę z oka, bojąc się, że zniknie, porysuje się, zrani, skrzywdzi, rozbije albo rozsypie na kawałki. Odkrył swoją fobię. 
- I skoro on sam ... on sam w sumie nie robi za wiele, bo posługuje się cudzymi rękami... to wątpię, żeby chciał mnie atakować w centrum przy dużej ilości ludzi i jeszcze wciąż media za nami chodzą... obstawy a obstawy. Myślę, że jakby już chciał działać, to tak, żeby nie brudzić sobie rąk i po spotkaniu, jak będę wracać. Ale to też nie ma sensu, bo jak będę wracać, to media za mną, więc nawet jeśli, to wszystko będzie na taśmach. I wiesz... może i jest nienormalny... Ale się po prostu wiele naoglądał. Nie działał. Nie jest doświadczonym psycholem. Działa pod wpływem uczuć. Zazdrości, złości... miłości. A ja potrafię kontrolować swoje. Więc staram się myśleć pozytywnie i uważam, że moja kontrola na umysłem i ciałem stawia mnie o krok przed nim. A i on za dużo whiskey pije. Ciągle jest lekko wstawiony. Nie myśli zbyt klarownie. Nie będzie miał skomplikowanego planu - Terry myślał głośno próbując wszystko przeanalizować, chwilę później podsunął Adamowi kolację i herbatę. ucałował go w czoło, sam też zaczął jeść.
*
 - No i teraz mamy ochronę na tyłku. I no mówię ci, sam nie wiedziałem ani o fobii, ani o tym co Tommy robi. I mamy siedzieć cicho. Nic nikomu nie mówić, nie mówić nic głośno, ale na siebie bardzo uważać. Ponoć mogę być celem, bo pomogłem Koskinenowi. - Darwin wyjaśniał wszystko Holly, trzymając ją na swoich kolanach i przytulając do siebie kiedy byli już w domu. - Skrajnie popierdolona sytuacja. 

Adam słuchał go powoli popijając herbatę i przytakując kiwnięciem głowy. Podziwiał niekiedy zdolności Terrance'a o udawania, manipulowania. Sam, choć w czasach teatru na scenie był genialny, w prawdziwym życiu udawać nie potrafił. Jeśli coś dotyczyło fikcyjnych postach, problemów, grał bez mrugnięcia okiem. Przy prawdziwych nie potrafił.
- Dobra, myślę, ze ogarnąłeś wszystko. Chociaż czuję, ze jesteś podenerwowany. I słuchaj, wierzę, że ten wariat niczego nie zrobi, ale bezpieczeństwo... Tym razem nawet paparazzi mogą pomóc. Dobrze, ze ugadałeś się z nim w centrum. I wiesz...będzie trzeba coś z tym zrobić. Nie możemy żyć na dłuższą metę otoczeni ochroną jak rodzina królewska.
*
- Matko, co to w ogóle za koleś, ten Ratliff - jęknęła Holly z zapałem i uczuciem masując kark Darwina. Kiedy usłyszała, że jest w szpitalu, najpierw serce stanęło jej z obawy o niego, ale potem zbyt przejęła się całą tą sytuacją. - Czyli rozumiem, że z mojego biegania nici? Chyba, że chcę biegać ze stadkiem ochrony za plecami?

- Wiem, Adam, wiem. I jasne, że jestem poddenerwowany. Bo o ciebie chodzi, Boo. A nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało - mruknął i czule go krótko pocałował. - Czujesz się choć troszkę lepiej? Spokojniejszy? Że wiemy na czym stoimy? - pogładził jego dłoń.
*
- Tak. Chyba, że ochrona będzie mieć trening z tobą. Choć wolałbym, żebyś nie próbowała jednak. Jeszcze trochę, a Sauli dostałby kwasem. Kwas to cholerna fobia Adama. Jak wspomniałem to zbladł i zaczął się trząść. Terrance mi powiedział, że to w całości jest tabu przy nim. Nie wspominać w najmniejszym stopniu o kwasach. Ale wiesz, Ratliff zdaje się o tym wie i może chcieć to wykorzystywać. Nie chciałbym, żebyś ty czymś takim oberwała. - był strasznie spięty mimo masażu Holly, która siedziała za nim. gładził czule jej udo.

- Mnie to właśnie dotyka z tej strony, że Tommy nie chciał i nie chce o tym pogadać, a to jest jakby nie patrzeć, sprawa między nami. A wy musicie przez to cierpieć. Przeze mnie...
Znów poczuł się winny w ten głupi, bezradny sposób, więc szybko się otrząsnął i uśmiechnął do Terrance'a.
- Idziemy do łóżka?
*
Dziewczyna zaskomlała żałośnie, ale zaraz wrócił jej humor. - Jesteś taki kochany - pocałowała Darwina krótko ale czule. - Tak bardzo się o mnie martwisz, ze aż zacznę z powrotem korzystać z mojej bieżni, żebyś się nie musiał bać. I mam nadzieję, że sam też nie będziesz wychodził byle gdzie.

- Przestań się obwiniać. I porozmawiacie. Jak już będzie siedział za kratkami. - mruknął dopijając herbatę. - Taa. Jestem cholernie zmęczony i spięty. Muszę odpocząć. - pozmywał wszystko czując się w domu Lamberta zupełnie swobodnie i zaczął się rozbierać już po drodze do łóżka. Zajął się składaniem ubrań będąc już w samych bokserkach. Teraz dało się zobaczyć wszystkie mięśnie. Były mocno zarysowane. Spięte.
*
- Nie, nie zamierzam. Zaszyjemy się razem, będziemy zamawiać jedzenie do domu i żyć, jakby był koniec świata, a my jesteśmy ostatnimi którzy przeżyli w bunkrze - zaśmiał się cicho. Wciągnął dziewczynę na kolana, tak, że teraz siedziała na nim okrakiem. Gładził delikatnie jej udo, druga ręka głaskała biodro. Uśmiechał się ciepło po czym zaczął obsypywać Holly drobnymi czułymi pocałunkami. Rozluźnił się mając ją przy sobie i widząc jej mimo że przejęte, to radosne spojrzenie. - Może pojedziemy do mnie, do San Francisco, co? 

Poszedł za nim do sypialni i także się rozebrał. Kiedy zobaczył jak bardzo chłopak jest spięty, zaszedł go od tyłu. Przesunął dłonią po linii jego ramion, po czym zaczął odtwarzać tę samą drogę muśnięciami warg. Rękami objął Terrance'a w pasie. Czuł jak bardzo powoli tancerz rozluźnia ramiona, wiec zaczął jeszcze głaskać go z uczuciem po brzuchu. Sam był zdenerwowany i wykończony psychicznie jak diabli, a skupienie się na okazywaniu tancerzowi czułości pozwalało mu się uspokoić.
*
- Możemy, kochanie - ucieszyła się Holly. Przynajmniej nie będzie musiała gnić u siebie, może zmienić otoczenie. Uratowana pocałowała Johnsona w szyję.
- Czy tam też Ratliff może nas dopaść? 

Tancerz obrócił się i ucałował Adama czule w czoło - chodź, Boo.. - zaciągnął go za rękę do łóżka i przytulił do siebie, delikatnie się kołysząc, nucąc spokojne ballady, czasem cicho podśpiewując pod nosem, dopóki chłopak nie usnął. Sam nie mógł spać. Pisał i planował jutrzejsze bezpieczeństwo. Ochrona powiadomiła policję o całym zajściu. Ochrona, którą oni dobrze znali, ale pewne było, że Tommy ich nie zna. I będą oglądać miejsce właściwie cały dzień, czy czasem nie planuje się tam wcześniej coś podejrzanego. Zaplanował i przemyślał wszystko rozgryzając w głowie każdy scenariusz. Za nic nie mógł usnąć, ale nie ruszał się z łóżka, bojąc się, że Adam się obudzi.
*
- Nie wiem, skarbie, nie wiem. Ale będziemy mieli raczej więcej swobody. Jego główny cel to Adam z Terrancem. Liczę, że nie zasuwałby nikt tak daleko za nami, żeby nam zepsuć dzień. I połowa ochroniarzy mogłaby sobie odpuścić, hm? ... - uśmiechnął się i delikatnie, czule ją krótko pocałował. - jutro? zdążysz się spakować?

Adam w końcu rzeczywiście się obudził, jakby zaniepokoiła go bezsenność Terrance'a. Podniósł się na łokciach i spojrzał na chłopaka. - Nie możesz spać? Może cię pomasować?
Przysunął się do chłopaka i objął go przytulając mocno do siebie. Dłonie zaczęły delikatnie, wprawnie masować plecy Terrance'a, a usta cmokały jego krótkie włosy.
Tancerz tyle dla niego robił. Choć nigdy nie musiał. Adam czuł się bardzo wdzięczny za to wszystko. A jednocześnie był przerażony. Cokolwiek Terrance by nie powiedział, Adam zawsze będzie się o niego martwił. Z trwogą myślał o tym, że będzie musiał go tu zostawić, kiedy ruszy w trasę z Queen.
*
Holly zaśmiała się głośno.
- Wątpisz w moje możliwości? Po każdym koncercie pakowałam się najszybciej z was wszystkich - wystawiła język.

Tancerz uśmiechnął się ciepło pod nosem. - Rany, jak ja cię kocham -szepnął cicho - nie trzeba, kochanie... - przytulił go ciepło. - Ty śpij spokojnie...- gładził delikatnie jego bok i delikatnie bawił się jego włosami. 
*
- Wierzę, wierzę! - zaśmiał się ciepło basista i próbował delikatnie ją ukąsić w ten język, ale mu się nie udało, więc ją przewrócił na kanapę, sam znalazł się nad nią i mocno pasjonująco ją pocałował. Mała menda dawała mu tyle szczęścia...
~
Spencer nie spał praktycznie całą noc. Rano zdążył napić się kawy, zapalić, zjeść, zrobić śniadanie Adamowi... wypić kolejną kawę... i zaczął delikatnie obcałowywać srebrnowłosego po klatce piersiowej i brzuchu, powoli powoli schodząc niżej całując delikatnie na linii bokserek.
*
Sam Darwin z Holly już byli w połowie drogi do San Francisco. Popijał kawę prowadząc i skupiał się na drodze. Zaraz za ich samochodem jechał samochód z ochroną.

Obudził się od razu czując co robi Terrance. Uśmiechnął się więc pod nosem i delikatnie się podniósł zaczynając czule pieścić jego kark.
- Mmm...dzień dobry - mruknął wciąż nie do końca rozbudzony ostrożnie przywracając chłopaka na plecy i całując go w okolicach obojczyków.
- Rozumiem, że marnie spałeś - spojrzał na niego z zatroskaną miną gładząc delikatnie jego policzek. - Oby ta noc była lepsza. Poczekaj, ogarnę się i zaraz do ciebie wracam.
Zszedł z łóżka i udał się do łazienki, gdzie prawie od razu zajął się myciem zębów.
*
Holly zrobiła kilka wesołych snapów żartując z Darwina, a potem co chwile oglądała się za siebie patrząc na nieoznakowany samochód ochrony.
- Dziwnie się czuję - powiedziała w końcu do basisty. - Jakby ktoś nas śledził. 

- Ymhh... średnio - mruknął Terry  i uśmiechnął się słabo lądując w poduszkach. Był widocznie i wyraźnie zmęczony. Lekko podkrążone oczy i spojrzenie nieco pozbawione tego blasku... - Może. - czekał na Adama wpatrując się tępo w drzwi łazienki. - Po co zamykasz drzwi? Uciekasz mi z łóżka, jak się za drugie śniadanie zabieram... to chociaż daj mi popatrzeć - uśmiechnął się pod nosem
*
- Ja myślę o tym bardziej jak o eskorcie. Nie pierwszy raz mamy eskortę. W trasie też je miewaliśmy. - Wzruszył ramionami. - Rozluźnij się... już niedługo będziemy w domu- uśmiechnął się ciepło. - przyjedziemy to coś porządnego zjemy, co? A potem do łóżka. Ta noc była straszna. Spanie na szpilkach. 

Adam po chwili wyszedł z łazienki i wrócił do łóżka.
- A wiesz, że patrzenie na śniadanie tylko wzmaga apetyt? - zaśmiał się zaczynając delikatnie i prawie leniwie, bo tak dokładnie, całować te ponętne usta. Wsunął się na niego okrakiem siadając na jego biodrach. Dłonie, nienasycone, zaczęły błądzić po klatce piersiowej chłopaka. Nie robił jednak tego wszystkiego z pożądaniem, ale z czułością, miłością, troską.
*
- No, masz niby racje. Ale z drugiej strony czuje się trochę niepewnie - przyznała, odwracając się w jego stronę. - Ta sytuacja jest jak z jakiegoś filmu. Popaprane to wszystko - westchnęła sięgając po swoją kawę i upijając spory łyk. - Mmm.. zjadłabym lasagne. A ty co proponujesz? 

Terrance się zaśmiał - Oj a chciałem i dla Ciebie dobrze... - mruknął tuż przed tym jak Adam go pocałował. Uśmiechnął się nieco odwzajemniając pocałunek, kiedy chłopak na nim usiadł. Momentalnie odruchowo zaczął głaskać jego udo. Całował równie leniwie, ale z niesamowitym uczuciem i czułością. Mimo, że nie było tu pożądania, bliskość Adama wystarczyła, żeby w jego bokserkach zrobiło się ciaśniej.
*
Johnson roześmiał się cicho.
- Kocham jak tak zupełnie zmieniasz tematy. I jasne. może być lasagne. Znam dobrą włoską restauracje. - Skupił się na drodze, ale na oślep ujął jej dłoń i ją w nią pocałował - kochana - mruknął bardziej do siebie, ale ona też zapewne to słyszała.


Pochylił się nad nim schodząc ustami na jego szyję, którą delikatnie kąsał i całował zostawiając na niej spore malinki. Lewą dłonią drażnił jego lewy sutek, a prawą wsunął pod jego szyję, masując kark. Ciepłe i leniwe pieszczoty. Mrówki biegające po podbrzuszu muzyka w tę i z powrotem. Zsunął się niżej, na jego uda, ocierając się przy tym pośladkami o twardniejący członek Terrance'a.
Zaczął obcałowywać jego klatkę piersiową dokładnie pieszcząc językiem sutki.
*
- Ty masz chyba sklerozę - zaśmiała się. - Przecież sam powiedziałeś, że zjemy coś dobrego, więc ja zaproponowałam lasagne.
Holly pokręciła głową z rozczuleniem.
- Oj, głuptasku ty mój.

Przez ciało Spencera przebiegały miliony dreszczy i skupiały się w podbrzuszu. Gładził delikatnie kark srebrnowłosego, przeczesywał delikatnie i leniwie jego włosy. Czasem wyrywały się ciche zadowolone pomruki. Powoli ale skutecznie się nakręcał na więcej.
*
- Wcale nie- zaśmiał się cicho Darwin. - Ja gładko zmieniłem temat. Kochanie, nie stresuj się, zaraz będziemy, odpoczniemy, zjemy coś dobrego... A ty mówisz o tym że nas ktoś śledzi a zaraz potem "może lasagne?" - basista nabijał się i śmiał.
- Ty mój głuptasku - zaśmiał się ciepło.

Zszedł z niego i uklęknął między jego nogami, żeby móc wycałować jego brzuch, a potem podbrzusze. Dłonie muskały i drapały delikatnie wewnętrzną stronę ud tancerza, co chwilę zbaczając z drogi i wsuwając się pod niego, żeby popieścić pośladki. W końcu bokserki Spencera wylądowały na podłodze, a muzyk powoli, ale i pewnie chwycił w prawą dłoń trzon przyrodzenia chłopaka. Usta musnęły nieznacznie główkę, powolnym ruchem języka schodził niżej aż dotarł do jąder. Podrażnił je chwilę językiem, po czym wsunął je do swoich ust zaczynając dokładnie ssać. Prawa dłoń pieściła męskość tancerza, a lewa zaciskała się na pośladku.
*
Dziewczyna zawtórowała mu śmiechem.
- I tak jesteś większym Głuptasem - powiedziała w końcu, gdy trochę się uspokoiła.
- Staniemy gdzieś na siku? Zachciało mi się przez ciebie. 

Tancerz przyglądał się jak Adam powoli schodził w dół. - Mhh... Boże.. zawsze mnie zaskoczysz, kochanie - mruknął uśmiechając się pod nosem i jęknął z zadowoleniem. Jego członek był już w pełnej erekcji. Terrance zupełnie rozluźniony. Zmierzwił delikatnie srebrną czuprynę mrucząc z zadowoleniem, czasem wyrywały się ciche jęki.
*
- Tak dla zasady, bo Holly tak mówi? - zaśmiał się - No kto by powiedział, że mam taki WPŁYW na ciebie - zaśmiał się głośno powoli zjeżdżając na stację benzynową. - Proszę cię bardzo - ucałował jej policzek i zupełnie się zatrzymał. Ochrona za nimi. Jeden z ochroniarzy szedł kawałek za Holly patrząc, czy nikt podejrzany się nie kręci. Mieli oczy dookoła głowy. 

Uśmiechnął się z zadowoleniem, kontynuując pieszczotę. Wysunął jądra z ust i przeniósł się na jego członka drażniąc językiem milimetr po milimetrze, bardzo dokładnie. Kiedy dotarł do główki, wsunął go prawie po sam trzon i zassał mocno, umiejętnie. Lewa dłoń skupiła się na pieszczeniu uda, natomiast prawa głaskała jego pośladki, palce drażniąco muskały rowek pomiędzy nimi zjeżdżając w dół.
*
Holly ze śmiechem poszła do łazienki starając się nie zwracać większej uwagi na trzymającego się obok ochroniarza, choć jego obecność nieco ją rozpraszała. Szybko załatwiła co trzeba, po drodze kupując orzeszki ziemne w panierce wasabi i wróciła do samochodu.
- Tęskniłeś? - rzuciła z wyszczerzem do Johnsona zapinając pasy.

- Cholera, nie drażnij się ze mną... - mruknął w odpowiedzi na powolne drażniące pieszczoty języka. kiedy w końcu był w jego ustach, wplótł palce w srebrną czuprynę. Gorączkował się. Był gotowy narzucić własne tempo, jeśli Adam zamierzał się droczyć.
- Ręce przy sobie, mały zboczeńcu - mruknął uśmiechając się pod nosem
*
- Bardzo - zaśmiał się cicho. - Dobrze, że tej ochrony odpadło... robię się zazdrosny, że mają przywilej i chodzą za tobą nawet do toalety - żartował skradając z warg Holly czuły, ale mocny pocałunek. - Jedziemy?

Ssał go rytmicznie, posapując cicho. Sam był już nieźle podniecony, a dotykanie Terrance'a tylko dodatkowo go nakręcało. Nie robił nic więcej. Nie chciał, żeby tancerz poczuł się niekomfortowo. Chciał doprowadzić go orgazmu i przy okazji poczuć te wszystkie miejsca na jego ciele, przed których dotykaniem powstrzymywał się na co dzień.
*
- Trochę zazdrości ci nie zaszkodzi, Pysiaczku - zaszczebiotała Holly wesoło, otwierając paczkę.
- Jedziemy. Chcesz orzeszka? 

Oddech tancerza stopniowo stawał się coraz cięższy i coraz częściej się urywał. Po jego ciele przebiegały miliony dreszczy. Czasem z jego gardła wyrywały się głębokie, męskie jęki. Był coraz bliżej, delikatnie pociągnął Lamberta za włosy, przyciągnął bliżej tym samym w całości zanurzając się w jego ustach i narzucił szybsze tempo. Sapał, jęczał, ciało powoli i delikatnie przyjemnie się spinało. Coraz bliżej... -Oh God, jesteś niesamowity - jęknął rozkosznie. Coraz bliżej.
*
Darwin zaśmiał się cicho.
- Jasne, kwiatuszku - skradł kilka orzeszków i ruszył z powrotem na drogę.
- Ymmm okej, mały quiz, który quizem nie jest. zgaduję, że ulubione jedzenie, to to pikantne. To to już wiem, ale takie wiesz... zawsze najlepsze? 

Chwycił jego pośladki mocno i przysunął go za nie jeszcze bliżej siebie. Gdy Terrance zaczął szczytować, połykał dokładnie całe jego nasienie nie przestając pieścić pośladków. Dostosował moc pieszczot do tempa, w którym poruszał się tancerz. Kiedy chłopak doszedł, wysunął jego przyrodzenie z ust i cmoknął kilka razy czule jego podbrzusze, idąc ustami wyżej, całując klatkę piersiową, szyję, linię szczęki a wreszcie pocałował jego usta.
*
- Jak można nie lubić takiego jedzenia? Nigdy tego nie zrozumiem. Nie no, wiadomo, że nie jem go zawsze, ale przeważnie. I teraz mam piekielną ochotę na pizzę z jalapeno. Można gdzieś zjeść dobrą w twojej okolicy? - spojrzała na niego z zainteresowaniem, przygryzając orzeszki. 

- Ugh kurwa, Adam! - jęknął głośno dochodząc, kiedy przestał pogładził chłopaka delikatnie po policzku. Uspakajał oddech.
- Musisz to robić częściej. Dobry humor instant - zaśmiał się cicho i mocno odwzajemnił pocałunek, ciasno go do siebie przyciągając. Błądził gorącymi dłońmi na oślep zwiedzając mięsień po mięśniu ciesząc się dotykiem i bliskością. Sekunda i był już nad nim, ciasno przylegając ciało przy ciele i pożerając szyję wokalisty.
*
- ... czyli tak - zaśmiał się basista. - Nie wiem, też czasem lubię wsunąć coś pikantnego i jestem fanem meksykańskiego jedzenia. I owszem.
Uśmiechnął się szeroko.
- Ymm, gdybyś musiała wybrać jedną rzecz i jeść ją do końca życia, co byś wybrała?

Był bardzo dumny z siebie, ze dzięki niemu Spencer znów się uśmiecha i wygląda dużo żywiej. Przytulił go do siebie mocno, odchylając głowę aby chłopak miał lepszy dostęp do jego szyi i sapnął zagryzając wargę, gdy czuł jak jego stwardniały członek ociera się o ciało Terrance'a. Upajał się ciepłem, bliskością i uczuciami, kolejny raz wręcz tonąc w ich głębi.
*
- Ohoho, trudne - zamyśliła się przeżuwając orzeszki i popijając wodę. - Mmm, chyba ryż, wołowinę z taką panierką, jaką podają w Hongdae i megaostre kimchi - ucieszyła się. - A ty?

- Doprowadzasz mnie do szaleństwa... - mruknął kąsając delikatnie jego szyję i powoli schodząc niżej - wtedy mam ochotę cię pożreć jak ostatnio... - całował klatkę piersiową i zaczął drażnić sutki chłopaka koniuszkiem języka i całować. - Ale jest po wszystkim, to dobrze wiesz, że przez kolejne 15 minut nie jestem w stanie... - mruknął delikatnie ssąc lewą brodawkę. dłonie gładziły uda - sprytne... ale mam nadzieję, że jesteś świadomy - całował jego brzuch- że każąc mi czekać, robię się tylko bardziej głodny twojego ciała, co? - mruknął całując już jego uda i spojrzał w górę i ich spojrzenia się skrzyżowały.
*
Johnson uśmiechnął się ciepło - wołowinę. po prostu. pod każdą postacią, w każdy sposób. co daje większe pole do popisu. Burgery, steki, shabu shabu, boże to dopiero było dobre... możliwości się nie kończą. - zaśmiał się i w końcu zjechali z autostrady i pojawiły się pierwsze budynki i domy niedaleko drogi.

- Idioto... - mruknął czule Adam, patrząc w oczy tancerza. - Chciałem ci zrobić dobrze, a ty się od razu nakręcasz. Tylko byś jadł, jadł i jadł, Obżartuchu.
- zaśmiał się i podniósł do siadu całując czule jego usta.
*
- W końcu byś nimi rzygał, uwierz mi - zaśmiała się wyglądając przez boczne okno. - O, już niedaleko? Super. Jak zwykle jestem cholernie głodna. 

- No widzisz... tak dobrze, że aż człowiek chce od razu i kolację i deser. I dwie repety - zaśmiał się cicho. - nic nie  poradzę jak na mnie działasz, słońce... - mruknął cicho i odwzajemnił pocałunek. mimo wszystko nieco wygłodniale. cały czas całował.. i objął męskość chłopaka dłonią. pewnie, dość mocno i zaczął powoli i dokładnie masować.
*
-Niee. burgerami takimi dobrymi ciężko mi się przejeść. i taak... jeszcze jakieś 20 minut i jesteśmy w centrum - uśmiechał się. nie mógł przestać. Sama jej obecność go cholernie uszczęśliwiała.

Jęknął rozkosznie w jego usta, nie przerywając pocałunku. Zacisnął dłonie na ramionach chłopaka i przysunął się jeszcze bliżej niego. Palce same powędrowały do policzków Spencera i zaczęły je głaskać. Oderwał się na chwilę, żeby złapać oddech i wydusił między pomrukami:
- Jasna cholera, Terrance. Jasna cholera... - po czym powrócił do całowania jego ust. Był tak bardzo podniecony, że co chwilę z jego ust wydobywało się głośniejsze sapnięcie.
*
- Mówię o sytuacji, w której rzeczywiście musiałbyś je jeść codziennie do końca życia na każdy posiłek - skrzywiła się odrobinę, po czym zaśmiała się głośno. - Zobaczyłbyś, już po miesiącu miałbyś serdecznie ich dość.
- Super - ucieszyła się. - Moja kuzynka mieszka trochę na obrzeżach i zwykle jak tu jestem, to przebywam tylko w tamtych rejonach. Mało widziałam.
Pogłaskała Darwina czule po udzie.

Spencer delikatnie kąsał wargi Adama i zacisnął dłoń nieco mocniej. Bez pośpiechu, ale intensywnie. Popychał Lamberta w stronę utraty zmysłów. ponownie. Druga dłoń pieściła jądra. Delikatnie, z wyczuciem.
*
- ... ty byś ryżu nie miała dość? i kimchi? dzień w dzień? - zaśmiał się - Chcesz kiedyś, to cię do niej podwiozę. Ale może, jak się sprawy uspokoją. A teraz... to w końcu lasagne czy pizza na ostro?

Trzymał się ramion tancerza powoli tracąc kontakt z rzeczywistością. Jego ciało napięło się do granic wytrzymałości, kiedy pierwsze krople nasienia zaczęły spływać po jego członku. - Kurwa, Terrance... o kurwa... - zaklął melodyjnie pomiędzy kolejnymi jękami.Ekstaza ponownie go obezwładniła. Silne doznanie, którego wcześniej nie przeżywał tak intensywnie z nikim innym, rozlało się po jego ciele, przyćmiewając umysł i logiczne myślenie.
*
- Kimchi codziennie smakuje inaczej - zaśmiała się. - Przynajmniej nie miałabym po niej pączusiowej oponki jak ty po swoich stekach.
- Pizza, zdecydowanie. Znasz miejscówkę godną polecenia? 

Spencer zdążył zanurkować w dół i wsunąć męskość chłopaka do swoich ust. Połknął wszystko i podniósł się, ucałował chłopaka w szyję - Niezdara by nam całą pościel ubrudziła- mruknął z uśmiechem i skradł czuły krótki pocałunek kończąc go delikatnie kąsając wargę chłopaka. - obróć się... -poklepał go lekko po udzie.
*
- Po to jest siłownia - zaśmiał się Johnson i chwilę później zaparkował przed miłą pizzerią.
- Tak! chodź. Jak pizza, to tylko tutaj - uśmiechnął się, wysiedli, ochrona w cywilu, ale za nimi i zajęli stolik. ochrona kilka stolików dalej. Podsunął dziewczynie menu.


Adam podniósł się do siadu, popchnął Terrance'a na plecy i pochylił się nad nim z najbardziej szatańskim uśmiechem. - Obawiam się, że niespecjalnie podoba mi się ten układ. To niesprawiedliwe, że siadasz sobie wygodnie, kiedy ja muszę uważać żeby nie klapnąć gdzieś przypadkowo.
Przysunął się i przygryzł płatek jego prawego ucha.
- Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy, wiec dlaczego nie pozwolisz mi nawet spróbować?
Przesunął językiem po jego lewym obojczyku.
- Musimy kiedyś wrócić do tego tematu i dobrze o tym wiesz.
*
Holly złapała za menu rozglądając się po lokalu.
- Fajne miejsce. Małe, kameralne, nie żadne pizzahut - mruknęła z zadowoleniem; Holly nie cierpiała sieciówek.

Zaczęła czytać pozycje w karcie dań. - Chcesz jeść ze mną moją ostrą czy bierzemy pół na pół?
- Wyjaśniłem ci dlaczego nie. -odepchnął go lekko, zupełnie poważny i stanowczy. - Chciałem właśnie dać ci nieco więcej władzy, ale nie. Zmieniam zdanie, cofamy się 5 kroków do tyłu. Dla mnie nie ma problemu. - wzruszył lekko ramionami i się spod niego wysunął. - zjedz swoje śniadanie. napracowałem się. ja wezmę prysznic. - nie zajęło mu długo jak już się zebrał i był w drodze do łazienki.
*
- Możemy zjeść ostrą. - uśmiechnął się Darwin ciepło.

Kolejny raz mógł tylko ugryźć się w język zaraz po tym jak powiedział coś nie na miejscu. Miał poczucie, że wszystko znów psuje. Ono zawsze gdzieś tam tkwiło i zwykle się nim nie przejmował. Robił wszystko zawsze tak, jak czuł nie przejmując się innymi. Ale tutaj był tylko jeden człowiek. Człowiek, na którym piekielnie mu zależało, a nie setki osób których nigdy na oczy nie zobaczy. Dla udanego związku trzeba się poświęcić, iść na kompromis. Tylko, ze on z każdą kolejną chwilą coraz mniej traktował ustępstwo jako jakąkolwiek formę kompromisu.
Rozumiał, ze Terrance się boi po tym jak został skrzywdzony i znów zaczął mieć do siebie potworny żal o to, że rozdrapał ten temat. To wszystko było dla niego bardzo ważne, dlatego wolałby o tym porozmawiać. Ale Spencer widać uznał, że wszystko załatwi jedną rozmową. A Adam był facetem i nie potrafił długo dusić w sobie potrzeb. Zaczął pękać. Powoli, w środku. Klatka, w której schwytał bestię zaczęła się łamać.
Przechodząc przez korytarz rzucił okiem w okno, skąd zobaczył stojący niedaleko cywilny samochód ochrony. Zacisnął dłonie w pięści. Już niedługo, Tommy Joe zapłaci za to, że chciał cokolwiek zrobić. Już niedługo...
Zamiast do kuchni poszedł do łazienki i zapukał do drzwi, gdyż nie słyszał, żeby prysznic był włączony.
- Terry, mogę wejść?
*
- Super - dziewczyna zamówiła dużą pizzę z masą ostrych dodatków i podwójnym serem oraz dzbanek lemoniady.

- To...co będziemy robić u ciebie? - zapytała chłopaka z uśmiechem, kiedy kelnerka odeszła do lady.
- Drzwi są otwarte. Czego chcesz? - rzucił chłodno jednocześnie wchodząc pod prysznic. Włączył wodę i zaczął się myć. Żelem Adama. Zapach srebrnowłosego rozszedł się szybko po całej łazience.
*
- Będziemy bezpieczni. I będziemy mogli robić cokolwiek się podoba. Możesz potańczyć w salonie, jest mnóstwo miejsca, możemy pooglądać filmy, dwa piętra wyżej jest siłownia... mogę ci coś pograć... - wzruszył - albo możemy pograć w monopoly - zaśmiał się - zawsze jak  rodzina przyjeżdża mamy tradycję siadać i się kłócić o ulice i pieniądze.

Z niewinną miną wszedł do łazienki, po czym wparował do niego pod prysznic. Wziął gąbkę, nalał na nią żelu i zaczął myć mu plecy delikatnie masując jego mięśnie.
- Czasem mówię rzeczy, których nie powinienem - powiedział po dłuższej chwili milczenia. - Przepraszam.
Coś ukuło go w sercu, kiedy postanowił nie wracać więcej do tego tematu. Obojętnie jakby się z tym nie czuł będzie udawał, że problem nie istnieje. To przecież nic poważnego. Nic poważnego.
Zagryzł wargę kolejny już raz więżąc i powstrzymując w sobie wszystko to, co chciałby zrobić.
*
- A to nie będziemy w ogóle na miasto wychodzić? - zdziwiła się tancerka.

- Nie dotykaj mnie - mruknął Terrance.- Nie chcę, żebyś mnie teraz dotykał. - odsunął się nieco od niego.
- Prowokujesz mnie, do powiedzenia czegoś, czego nie chcę i nie powinienem robić, bo wiem, że wtedy rozbiję to twoje hartowane szkło. Widzisz, taka jest różnica. Ja panuję nad tym co robię i mówię, bo o tobie myślę. Nie chcę cię chociaż zarysować. I postawiłem się na miejscu oparcia i bycia dla ciebie skałą. Opierasz się, kładziesz na mnie... okej. Biorę wszystko na klatę. Ale jak się kładziesz i pchasz, to już przeginasz, jasne?
Był zły. Bardzo.
*
- Jasne że będziemy. Ale wtedy nie jesteśmy sami - wzruszył lekko spoglądając w stronę ochrony.

- I za to właśnie przepraszam, tak? - spojrzał na niego cofając ręce. Miał ochotę go objąć widząc go w takim stanie, ale się powstrzymał. Nic dobrego by z tego nie wynikło, to pewne. - Naprawdę przepraszam, że tak głupio się zachowałem. I to już drugi raz. Wiesz przecież jaki jesteś dla mnie ważny. I że nie chcę cię skrzywdzić. Nigdy. Czy możesz mi dać ostatnią szansę. Proszę... Naprawię to..
Jego głos był ciepły, spokojny i opanowany, ale pełen żalu. Zresztą tak samo jak oczy, które wpatrywały się w Terrance'a. Było mu źle z tym, że w ogóle zaczął.
*
- No tak - również spojrzała w tym kierunku. - A może po pewnym czasie zrobimy mały eksperyment? Jeśli nic się nie będzie działo przez kilka dni, to może wyjdziemy gdzieś bez nich?

- Szanse na co? Adam, powiedziałem, co myślę. Cofnęliśmy się do tyłu. Jak małe kroczki będziemy teraz stawiać to od ciebie zależy. - był cholernie rozdrażniony. - Staram się dawać z siebie najwięcej ile mogę. Może aż za dużo, hmm? - przez głowę przebiegały mu różne, mroczne myśli. Miał ochotę mu poważnie wygarnąć, ale to mogłoby się skończyć Adamem duszącym się samym sobą. Nie chciał mu tego robić, więc męczył się sam ze sobą. W środku. Autentyczne zdolności aktorskie stawały się mechanizmem obronnym i zakryły wszystkie uczucia. Zdawał się po prostu chłodny, zdystansowany i zły.
*
Johnson zmierzył Holly badawczym spojrzeniem.
- Eksperyment pod nazwą "przeżyj lub zgiń"? Chyba podziękuję...


- Dobra, rozumiem. Rozumiem. Przepraszam cię - skapitulował i wyszedł spod prysznica, a potem opuścił łazienkę zabierając ręcznik ze sobą. Dopiero w sypialni się wytarł i założył coś na siebie. Nie myślał o niczym bo nie był w stanie. Zbyt wiele wszystkiego kłębiło się w jego głowie, więc po prostu się wyłączył. Odciął się od tego zupełnie ignorując podszepty swojego mózgu. Był opanowany, ręce mu nie drżały, ale ściśnięte gardło i żołądek uniemożliwiały normalne funkcjonowanie. Ale wiedział. że musi coś zjeść, bo inaczej odczuje tego nieprzyjemne skutki, dlatego w duchu podziękował Terrance'owi za śniadanie, które zniknęło w mgnieniu oka. Od razu poczuł się odrobinę lepiej, choć chmara myśli i tępy ból w brzuchu nie dawały mu zapomnieć o tym, jakim frajerem się znów okazał. Usiadł przy stole wraz ze swoim notatnikiem. Musiał uporządkować myśli. Kiedy tancerz pojawił się w kuchni rzucił mu przelotny uśmiech.
- Dzięki za śniadanie - powiedział ciepło, ale wszystko inne co w tej sytuacji zrobiłby, trzymał w sobie. To była jego kara, zasłużył wziął to wszystko na klatę. - O której masz to spotkanie z Tommym?
*
- Weeeź, to nie apokalipsa zombie - zaśmiała się dziewczyna. - To tylko jeden koleś, któremu w dodatku pewnie się znudzi szukanie nas wszędzie. Zwłaszcza, że kazałeś kilku ochroniarzom obserwować mój dom, jakbyśmy wciąż byli w środku.

- Proszę. I o 9. - mruknął i robił sobie trzecią już kawę tego dnia opierając czoło o szafkę nad blatem. Cholera, teraz to dopiero był zmęczony. Raz, że chce chronić Adama przed całym światem, dwa że nie spał całą noc, trzy, że Adam nie respektuje jego barier, cztery ... jeszcze ten blond gnojek, który równie dobrze może go oblać kwasem i pójść siedzieć, ale spieprzy mu twarz i związek, bo Adam już na niego w takim przypadku by nie spojrzał. Tyle ciężaru na barkach. Modlił się w myślach, żeby wszystko okazało się choć odrobinę źle. Czuł się słabo. Upił łyk mocnej kawy i westchnął cicho. Nie miał pojęcia co robić.
*
-Kochanie, nie chciałbym ryzykować... co jeśli jednak coś się stanie, co? Nie chcę żeby ci się krzywda działa.

Adam patrzył na Terrance'a wręcz czując jego ból co sprawiło, że poczuł się jeszcze gorzej. Tak bardzo chciał go w tym momencie przytulić, pocieszyć, ale nie wiedział czy powinien. Poczucie bezradności, które go otoczyło z jego własnej winy przygnębiło go.
- Może po prostu nie idź? - zaproponował, po czym dodał trochę ostrzej, ale przede wszystkim z troską. - Zresztą w tym stanie i tak puszczę cie tylko do sypialni, gdzie się położysz i przynajmniej postarasz zasnąć. Jesteś wykończony. Tommy nigdzie nie ucieknie. Napiszesz mu najwyżej, że strzelałem fochy, żeby myślał, że mu wierzysz. I tyle. Przecież możecie spotkać się jutro.
*
- O przepraszam, on chyba jednak na ciebie poluje. Co by mu ze mnie było? Wyglądam jak połowa dziewczyn w tym stanie. Zwłaszcza jak rozplotę włosy. Nie poznałby mnie.

- Nie... chodzi o to... że nie chcę spędzić tu wieczoru. Muszę wyjść na chwilę. Cokolwiek. Gdziekolwiek. Jakkolwiek. - wiedział, że to mogło zaboleć, ale było prawdą. - Muszę... trochę odpocząć od wszystkiego, a jednocześnie nie będę czekał, aż będzie gorzej, więc chociaż jedną rzecz spróbuję załatwić, czy tam lepiej zrozumieć. - usiadł obok pijąc kawę. Żałował, że nie miał na tyle siły, żeby potańczyć. To by pomogło.
*
- Holly... - patrzył jej w oczy - Poluje na ważne osoby. Adam jest z Terrance, a uderzył w Sauliego. Kto obronił Sauliego? Darwin, a zgadnij kto jest z Darwinem... ale rozpuść włosy. - uśmiechnął się i złagodniał. - lubię je takie nieokiełznane...

Nie dał po sobie poznać, że go to obeszło. A obeszło. Bardzo mocno.
- Ja naprawdę wszystko rozumiem, ale spójrz jaki jesteś zmęczony. A co jeśli jakimś cudem uda mu się zrobić ci krzywdę? Nawet nie będziesz miał sił na obronę. Terrance, błagam cię, idź do domu i porządnie się wyśpij. Wiem, ze chcesz się czegoś dowiedzieć, ale w tym stanie to chyba nie najlepszy pomysł.
W jego głowie pojawiło się jeszcze więcej myśli. Bardzo złych myśli. Takich, które czasami nękały go przez dłuższy czas. Nikomu nie mówił o ich istnieniu, ale przerażało go to, ze są. I że zawsze atakują wtedy, kiedy ma pod górkę.
*
- Okej, okej - poddała się, kiedy kelnerka przyniosła im dwie szklanki i lemoniadę informując o tym, ze pizza będzie za chwilę. - Spokojnie, to tylko włosy. Nieraz je rozpuszczam. 

- Możesz przestać? - podniósł ton. To była presja. Kolejna cegiełka na jego ramieniu do udźwignięcia. - Fuck... - był strasznie zmęczony. Więc i bardziej drażliwy. Zostawił wszystko i poszedł do sypialni. Wciąż targały nim silne uczucia. Poczucie winy, tego że, mimo że robi co może, poświęca się, próbuje pomóc, rozumieć, to wciąż robi za mało, za mało, nie wystarcza, Adam potrzebuje więcej. Tommy. Sauli. Kwasy. Ochrona. Adam. Więcej myśli atakowało jego umysł na tyle, że nie był w stanie choćby się rozluźnić. Nie myśląc nawet o śnie.
*
- Sama? - uśmiechnął się Darwin. - Chętnie pomogę ! - dodał ochoczo.
- Nie wiem jak, ale chętnie.


Zagryzł wargę uciekając spojrzeniem jakby znowu robił coś nie tak. Przecież chciał dobrze... Martwił się o Terrance'a i nie mógł znieść myśli, że sam dokłada mu jeszcze więcej bólu. Tancerz przede wszystkim potrzebował snu. Dałby mu coś na sen, ale miał obawy przed tym, czy powinien mu przeszkadzać. Sam już miał serdecznie siebie w tej chwili dość, a co dopiero Terrance. Dlatego wziął puste opakowanie po tabletkach nasennych i przesypał do niego jedną pastylkę z pełnego po czym po cichu zaniósł je do łazienki i położył na poleczce nad umywalką. Gdyby Terrance szukał czegoś w łazience, ta jedna tabletka mu pomoże. Nie chciał kłaść tu pełnego opakowania, bo podświadomie bal się, że chłopakowi może przyjść do głowy coś bardzo niemądrego. Wyszedł z łazienki i udał się z powrotem do kuchni.
*
- Samej by mi to chyba wieki zajęło - Holly zachichotała wesoło. - Chcesz to możemy zrobić to dziś wieczorem. 

Spencer usnął, ale nie na zbyt długo. Spał niespokojnie. Bardzo niespokojnie, aż po może dwóch godzinach się obudził. Bez dramatycznych krzyków, ale z cięższym oddechem i cały spocony. I spięty jeszcze bardziej , niż przed tym jak padł ze zmęczenia. Przetarł twarz dłońmi. Spojrzał na zegarek. po siódmej. Niedługo będzie trzeba się zbierać. Czuł, że Adam go obserwuje.westchnął tylko cicho. Czuł się winny za wszystko i o wszystko. A trochę też i bez powodu.  - Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem - powiedział, kiedy już trochę do siebie doszedł.
*
-Okej!- Johnson uśmiechnął się promiennie i krótko pocałował jej ponętne usta. Kiedy się najedli uznali, że pora do domu. Darwin mieszkał na wyższym piętrze. Z sypialni i salonu miał widok na miasto. Całe mieszkanie było urządzone w bardzo męski, ale przytulny sposób. Wyglądało, jak mieszkanie faceta, ale takiego, który jest gotowy na coś więcej od życia. Lub kogoś więcej w życiu. Na stałe. Z całego mieszkania salon był największy. Duża przestrzeń, kolekcja gitar na ścianie, kolekcje filmów, wygodna duża kanapa... bardzo przyjemna przestrzeń - Czuj się jak u siebie. - uśmiechnął się otwierając przed nią drzwi i zapraszając do środka.

Adam wciąż siedział w kuchni. Kiedy po paru godzinach do pomieszczenia wszedł Terrance'a, od razu oderwał się od pisania. Serce ścisnęło mu się na widok chłopaka. Miał naprawdę nadzieję, że niedługo cokolwiek się wyjaśni, żeby tancerz mógł wreszcie zasnąć.
- W porządku - powiedział cicho, ugodowym tonem. - Zasłużyłem. Zrobić ci coś do jedzenia?  
*
Holly wręcz zamierała co chwilę chodząc od pokoju do pokoju. Była wścibska i ciekawska, a dom Darwina wydawał jej się wspaniałym muzeum cudowności.
- Rany, czego ty tu nie masz!  - zawołała, podniecona oglądając jego kolekcję gier na konsolę, a potem filmów i widząc wiele ulubionych tytułów między nimi.
- Nie dam ci żyć z taką kolekcją - zaśmiała się szczerze przesuwając palcem po sadze filmów "Koszmar z Ulicy Wiązów" w pięknych, kolekcjonerskich pudełkach.
- Obejrzymy coś wieczorem? - jej wzrok mimowolnie powędrował na czwartą część "Gwiezdnych Wojen".

Spencer kiwnął przecząco głową i rozłożył ramiona - Chodź tu do mnie... -mruknął słabo.
*
Johnson zaśmiał się ciepło i przytulił się do jej pleców. Ucałował jej szyję, dłonie wylądowały na biodrach. - Jasne. Jak tylko będziesz w stanie coś wybrać. Oczy ci się błyszczą jak dziecku w sklepie z zabawkami - uśmiechnął się. - I mam prawie wszystko. Lubie kolekcjonować Horrory, filmy akcji, sci fi, fantasy... psychologiczne, kryminały.

Podszedł do niego i mocno przytulił go do siebie, opierając go wręcz na sobie. Terrance był straszliwie wykończony i muzyk odczuwał jego zmęczenie każdym swoim mięśniem. Nie chciał mówić durnego "będzie dobrze" ani czegoś w stylu "obiecuje, że wszystko się ułoży", wiec po prostu masował delikatnie jego kark palcami obejmując go ciasno.  
*
- Ja już wybrałam - odwróciła się do niego z uśmiechem i pocałowała go krótko w usta wyciągając z półki film, na którym wcześniej zawiesiła wzrok.
- Jeśli masz tak samo pojemną biblioteczkę, to przeprowadzam się na stałe już dzisiaj.

Terrance odetchnął cicho z ulgą. Przytulił Adama do siebie mocno i delikatnie przeczesywał jego włosy szczupłymi palcami i ucałował jego skroń. - Miałem straszny sen. Masz na siebie uważać i nie robić głupot, dobrze? Możesz to dla mnie zrobić?
*
- Ymm... - basista mruknął z niezadowoleniem - mniejszą.
Zaśmiał się cicho.
- Nie znajduję tyle czasu, żeby czytać. Ale lubię mieć książki, które były ekranizowane. Lubiłem je czytać, a potem oglądać film.
Pocałował ją nieco dłużej.
- Idę po niezdrowe przekąski i oglądamy, co?

- Oczywiście, że będę uważał - powiedział cicho, prawie prosto do jego ucha i cmoknął delikatnie jego płatek.
- Ty też masz na siebie uważać, jasne? Gdyby na tym spotkaniu coś zaczęło iść nie tak, to proszę cię, wycofaj się. 
*
- Rany, ja też tak robię!  - zaśmiała się całując go krótko jeszcze raz. - Dobra, to ja przygotuję sprzęt, a ty rób przekąski.

Spencer przetarł dłonią swoją zmęczoną twarz i kiwnął twierdząco - Dobrze... dobrze. Jestem ostrożny. Pół baru to ochrona w cywilu na tą chwilę. I będę się powoli musiał zbierać i poskładać. I przemyślałem wszystko, potem porozmawiamy o poranku. - mruknął i puścił chłopaka. Zabrał się za robienie kawy na rozbudzenie.
*
- Jasne - zaśmiał się Darwin.  - Alee się naaarooobię - puścił ją i poszedł do kuchni. Chwila i wrócił z dużą paczką chipsów, żelek, pianek, orzeszków...
- Pijemy coś? Jest piwo w lodówce, cola, sok pomarańczowy, albo grubszy alkohol. No i herbata.

- Porozmawiamy, ale najpierw się wyśpisz. Jeśli sam nie możesz zasnąć, to mogę ci dać coś na sen. Mam dobre tabletki, które nieraz brałem żeby w ogóle funkcjonować. Bo przez tą kawę to ci serce wysiądzie.
Już wiedział, że ta noc będzie bezsenna i dla niego. Myśli jak oszalałe znów zaczęły kłębić się w jego głowie. Bał się tego, co może usłyszeć.
*
- Masz rum? - zapytała tancerka, włączając film.

- Adam, nic mi nie będzie, przestań. Nie jestem fanem leków. - usiadł na blacie popijając kawę i powoli dochodząc do siebie. Kiedy wypił kawę, poszedł się ogarnąć i zaczął się leniwie ubierać. Sprawdził jeszcze telefon. Sauli milczał, Tommy milczał, ochrona nie pisała, znaczy, że wszystko jest jak trzeba.
*
- Damn, związałem się z piratką - zaśmiał się basista. - Z colą? -wyciągał właśnie rum w sprytnie schowanym barku, po chwili podał dziewczynie szklaneczkę. - Proszę.
Porwał ją na kanapę, posadził na swoich kolanach i oglądając jednocześnie dobierał się do pierwszych ciasno splecionych warkoczy.

Pokiwał głową na zgodę. Czuł, że z każdą chwilą jest coraz bardziej zdenerwowany. Martwił się o Terrance'a, o swoich przyjaciół, a do tego wszystkiego dochodziły niesłabnące poczucie winy i strach przed jutrzejsza rozmowa. Poszedł do łazienki i zaczął przemywać twarz zimną wodą, gdy poczuł, jak bardzo mu gorąco. Kompletnie nie wiedział jak ma się zachowywać ani co robić. Usiadł na kanapie w salonie wzdychając cicho i modląc się w myślach, żeby to wszystko się ułożyło.  

Terrance dostał smsa od Sauliego: "Cześć. Co u was? Mam nadzieję, że dobrze. Jutro wychodzę ze szpitala."
*
- Musisz to robić teraz? - Holly trochę ten fakt rozczulił, a trochę rozeźlił. Nie lubiła kiedy ktoś ją rozpraszał w czasie oglądania "Nowej Nadziei". Oparła się o Darwina i cmoknęła jego policzek z zadowoleniem wracając do filmu.

Terry podniósł telefon i odetchnął z ulgą: "Bezpieczni. Trochę pokłóceni, ale bezpieczni. Idę zaraz się z Ratliffem zobaczyć. Ale nie jest źle. Jak się czujesz? Dbaj i uważaj na siebie"
- Adam? Gdzie jesteś? -zaczął szukać chłopaka.
*
- Cśś skup się na filmie, kochana - uśmiechnął się szeroko. Jego palce sprawnie, delikatnie i szybko rozplątywały warkocze. - ja już praktycznie znam większość dialogów na pamięć - ucałował ją w ramię.

Sauli: "U mnie dobrze, mam ochronę. Nic złego się więcej nie działo. Uważaj na siebie, on może coś kombinować"

- W salonie - zawołał lekko zmęczonym głosem. Kiedy był w pracy, często nie odczuwał zmęczenia, bo taki był szczęśliwy. Ale zmęczenie psychiczne, gdy za dużo rzeczy działo się wśród jego najbliższych, wykańczało go. Ale wciąż nie dawał go po sobie poznać, co mu nawet nieźle wychodziło.
Wstał z kanapy i wyszedł na przeciw chłopakowi. 
*
- To tak jak ja - zaśmiała się Holly szczerze. - Co nie znaczy, że dalej mnie ten film nie wciąga - dodała po chwili, odprężając się i karmiąc Darwina chipsami.

Terrance: "Trudno."

- Wychodzę...-pogładził go po ramieniu uspokajająco - nie wychodź, póki nie wrócę, dobrze? Napiszę jak będę wracał,dobrze? 
*
Darwin chrupał chipsy, czasem delikatnie ukąsił ją w palec i śmiał się pod nosem. 

- Masz moje słowo. Nigdzie nie wyjdę. I proszę, uważaj na siebie. I wyśpij się - uścisnął jego dłoń w swoich.
*
Zaśmiewała się z zachowania Darwina popijając swojego drinka.
- Pirata gryziesz? Życie ci niemiłe, szczurze lądowy?

- Spotkam się z nim i wrócę tutaj. Nie zostawię cię samego. - mruknął i delikatnie,czule z uczuciem, ale krótko go pocałował. - Idę. -ucałował jego czoło i wyszedł.
*
-Szczurze lądowy? Ja jestem subtelnym i delikatnym... co najmniej krakenem -zaśmiał się basista. - Kobiety oszczędzam.

Kiedy Terrance wyszedł, Adam pozwolił sobie na opadnięcie z sił. Założył na uszy słuchawki i włączył muzykę kładąc się skulony na sofie. Wiedział, że nie zaśnie, ale skupienie się na znajomych tonach pozwalało mu oderwać się od przygnębiających myśli.
*
- Nawet takie złe jak ja? - zaśmiała się złowieszczo. - Jestem po Ciemnej Stronie Mocy i nie ma we mnie ani krztyny dobra. 

- Może nie ma dobra, ale jest piękno - uśmiechnął się - przynajmniej popodziwiam - droczył się śmiejąc. - nie kręć się - upomniał ją z uśmiechem rozplątując kolejne warkocze.

- Widzę, że zapomniałeś jak bardzo zło stopiło mordę Imperatorowi. Mogłam włączyć "Powrót Jedi" albo "Zemstę Sithów" - skrzywiła się ze śmiechem i upiła drinka. - Chcesz żelkę, Skarbie?

Basista nie czekał nawet i raz dwa pożarł jej z reki wszystkie, które wyłowiła z paczki - mhm. dziękuję. - zaśmiał się cicho i rozplątywał dalej. - Masz piękne włosy, wiesz? - mruknął uwalniając kolejne pasma. uśmiechał się pod nosem.

- A wiesz jak niewygodnie się z nimi śpi? - zaśmiała się przytulając się do niego. - I tak muszę je jakoś związać na noc. 
- Dodatkowa poduszka - zaśmiał się cicho. - są tak puszyste, że w sumie to wystarczy je zebrać do tyłu, nie? Jako dziecko też miałem taką burzę drobnych loków. 
- W ogóle myślałam nad zrobieniem dredów na jakiś czas, dla odmiany.  

- To będzie nas dwoje - uśmiechnął się ciepło i ucałował ją w ramię. upił łyk drinka i działał dalej. już prawie kończył.
- Couple hairstyle -podsumowała zajadając się żelkami. - Ej, nieźle ci to idzie. Nie chciałbyś może zostać moim fryzjerem? 

Zaśmiał się ciepło - Taaaak! haahah i no wiesz, mam rodzeństwo. Mama mnie zawsze prosiła, żebym siostry ogarnął to się nauczyłem sprawnie włosami bawić i co nieco potrafię - uśmiechnął się szeroko. 

- No to masz te fuchę, Misiu - zapewniła go ciepło, całując jego policzek. 
- Nie ma sprawy, skarbie - ujął delikatnie jej podbródek i czule krótko pocałował - ymm jakie jest wynagrodzenie? - zaśmiał się cicho.
Holly nachyliła się nad nim seksownie przygryzając wargę, jej piersi otarły się o klatkę piersiową basisty. Jej usta były tak blisko jego prawego ucha, że drażniły go ciepłym oddechem.
- Z wdzięczności nie zabije cię - rzuciła żartobliwie.  

-Ymm.. - mruknął zadowolony z uśmiechem, dłonie sunęły z talii na biodra - Ohhh cóż za łaska! - zaśmiał się głośno i skradł czuły pocałunek z jej pełnych warg. - Jesteś niesamowita, wiesz? - uśmiechnął się promiennie i ucałował delikatnie koniuszek jej nosa.
- Wieeem - Holly mruknęła przeciągle do ucha Darwina, po czym zaczęła je kąsać. Potem przeniosła się na usta, które całowała bez wytchnienia. Oboje już dawno zapomnieli o Luke'u, Leii i Hanie, którzy próbowali się wydostać z Gwiazdy Śmierci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz