8/15/2016

6. Licytacja

Restauracja rzeczywiście była urządzona ze smakiem. Dość ciemne, oświetlone pięknymi lampionami pomieszczenia dodawały klimatu. Zamówili ogromną porcję sushi. Adam miał wrażenie, że połowy z nich nawet w Japonii nie widział. Do tego poprosili wino ryżowe i zupę z ośmiornic, którą wybrał wokalista.
- Jeśli będzie tak dobra jak ta, którą jadłem w Tokio, to się zakochasz - przekonywał niezbyt zachęconego Terrance'a kiedy czekali na jedzenie.
*
Holly spojrzała w lustro ostatni raz. Wygląda super. Spięta otworzyła drzwi i uśmiechnęła się na widok basisty.
- No nareszcie - zaśmiała się wesoło rzucając mu się w ramiona.

Tancerz uśmiechnął się słabo. Nie zupa go zniechęcała, ale przyszłe nagłówki, przysparzało mu to stresu. Mur nie runął na tyle, żeby miłość zabrała wszystkie troski.
- Czego ty w tym Tokio nie jadłeś... - mruknął z małym uśmiechem pod nosem.
- Ymm, narządów kurzych nie jadłeś. A ja jadłem. I żałuj, że nie próbowałeś. - zaśmiał się cicho.
*
Darwin zaśmiał się ciepło i ciasno, cieplutko przytulił do siebie dziewczynę. Praktycznie ją niosąc wszedł do domu i zamknął drzwi.
- Tęskniłem, złośnico - roześmiał się wesoło i pogładził dziewczynę po talii. Bujał się delikatnie na boki i wciąż w jednej ręce trzymając prezenty. Pocałował delikatnie jej szyję.

Adam skrzywił się słysząc o tym, co jadł tancerz.
- Masz rację, nie jadłem i powiem ci więcej:  to nie brzmi apetycznie. Ale wierzę, że może smakować. Wiesz, ludzkie mięso na przykład podobno jest najlepsze na świecie.
Uśmiechnął się. W przytulnym wnętrzu mogli być zupełnie odizolowani, każdy stolik odgrodzony był od siebie ściankami. Nie powodowało to tłoku i duchoty: każdy mógł w spokoju zjeść swój posiłek czy zająć się pracą popijając jaśminową herbatę.
- Często tu zaglądasz? To miejsce wygląda na lokum, w którym każdy może się schować. Przed całym światem.
*
Przytuliła go mocno. Cały ten czas się śmiała. Kiedy w końcu oderwała się od niego poczuła, że płoną jej policzki.
- Tak się cieszę, że już jesteś i że wszystko jest w porządku. Połóż swoje rzeczy, co tak będziesz z nimi stał?

Terrance uśmiechnął się. Splótł ich dłonie pod stołem i swobodnie trzymał na swoim udzie, delikatnie gładząc kciukiem wierzch jego dłoni.
- W sumie to tak. Jak mam potrzebę pomyśleć lubię wpaść na herbatę. I jak wracam z trasy. Można ochłonąć trochę - westchnął cicho. - Ale i tak mam wrażenie, że nie do końca jesteśmy sami.
*
- Są dla ciebie. I mam kolejne wino. Bo znam nasze możliwości - zaśmiał się cicho i pocałował dziewczynę w policzek.
- Mówiłem ci. Prosta droga to i żyje - uśmiechnął się szeroko.

To był już kolejny raz, kiedy czuł się tak wspaniale spędzając czas z tancerzem. Uśmiech nie schodził mu z ust przez cały dzień.
- Masz na myśli ludzi przy innych stolikach? Myślisz, że kto nas obserwuje? Wiesz, zwykle jestem na to bardzo wyczulony, ale dziś nie czuję niczego.
*
- Dla mnie? Dziękuję - zabrała od niego róże i wino i również pocałowała jego policzek.
- Potrzebujesz iść do łazienki? Ja zobaczę co z kolacją.

- Mam na myśli, że nie jest tak spokojnie jak zawsze i to kwestia czasu pewnie nim jacyś dyskretni paparazzi się pojawią - wciąż gładził jego dłoń. - Widzę różnice w ruchu po prostu.
*
- Tak. I jasne - Darwin poszedł do łazienki się ogarnąć i umyć ręce.

Wysoka kelnerka azjatyckiego pochodzenia przyniosła im ich zamówienie. Adam podziękował z uśmiechem.
- Popatrz, na przykład ta kobieta zachowuje się jakby nas w ogóle nie znała - powiedział spokojnie do Terrance'a, kiedy dziewczyna wyszła. - Być może po prostu niepotrzebnie się denerwujesz. Właściwie dawno nigdzie nie wychodziliśmy, mogłeś się odzwyczaić. Lepiej spróbuj tej zupy.
Poklepał tancerza po dłoni uspokajająco i zajął się sporą miseczką parującego bulionu, w którym pływał makaron i małe smażone macki.
*
Holly porozkładała potrawy przy stoliku i otworzyła wino. W mieszkaniu była włączona klimatyzacja, a ona mimo sukienki na ramiączkach czuła, że jej gorąco. Kiedy Darwin wrócił z łazienki, podeszła do niego i chwyciła jego dłonie w swoje.
- Jesteś głodny?

- Ymm, nie mam na myśli obsługi przecież - mruknął, uśmiechnął się i zabrał się do jedzenia ze smakiem. Potem pożerali razem sushi walcząc o wasabi.
- Adam! Ile ty tego kradniesz, złodzieju! - śmiał się.
*
- Jak nigdy. Nie jadłem za wiele w drodze - uśmiechnął się ciepło i zabrali się za jedzenie.
- Mmm dobre powiem ci. I nie wypala gardła - zaśmiał się cicho.

- Lubię ostre! A odrobinka wasabi to jest nic - zaśmiał się po czym wepchnął do ust dwa kawałki sushi i popił wódką ryżową. Zupę zjadł właściwie od razu: była pyszna i paląca. Z pełnymi ustami spojrzał na Terrance'a i uśmiechnął się.
Jak pałaszował sushi to zawsze na całego.
*
- Cieszę się, że ci smakuje - odpowiedziała bardzo zadowolona z siebie. Gotowała cały dzień i nie były to proste potrawy.
- Powiedz, co robiłeś przez ten tydzień. Imprezki z rodziną?

Tancerz zaśmiał się cicho.
- Będę pamiętał o tym wieczorem - mruknął rozbawiony i pocałował Adama w policzek.
Uśmiechnął się ciepło. Lambert wyglądał jak radosny chomik. Serduszko się topiło. Miał ochotę skraść krótki pocałunek z jego warg, ale się powstrzymał.
*
- Imprezki z rodziną, piwo z znajomymi, sesje z gitarą, obiadki z mamą, wiesz jak to matki - uśmiechnął się wyjadając porcję.
-  I rozglądam się za nowym mieszkaniem.

- Prosiłem cię już, żebyś mnie nie łapał za słówka - odparł rozbawiony, kiedy przełknął jedzenie. Wyluzowany objął Terrance'a ramieniem bardziej jak kumpel niż jak chłopak. Rozlał wódkę do kieliszków.
- Pij ze mną.
*
- Przeprowadzasz się?  - spytała zdumiona Holly, a serce zabiło jej mocniej. - Dokąd?
Nie powiedziała tego, ale miała szczerą nadzieje, że Darwin zdecyduje się na zamieszanie w Mieście Aniołów.

- Nie odpuszczę ci. Mam z tym za dużo frajdy - zaśmiał się i zaraz wypił kieliszek i kolejny po dolewce.
Miał ochotę się przytulić. Nie robił tego. Dojadł resztę sushi. Już bez wasabi, od kiedy Adam wyjadł resztę. Ucichł, bo się zamyślił nieco.
*
- Ymm cóż, myślałem o LA. Wciąż dostaje jakieś propozycje współpracy, ale w LA. Wolałbym być bardziej dostępny. I pod ręką, jeśli chodzi o pracę -uśmiechnął się i upił łyk wina patrząc Holly w oczy.

Adam prychnął cicho i napił się wódki. Ryżowa do najmocniejszych nie należała, ale bardzo lubił jej delikatny smak. Dlatego wypił jeszcze trzy kieliszki i po chwili jego wesołkowaty nastrój jeszcze się wzmógł. Nigdy nie należał do ludzi z najmocniejszą głową, ale zwykle każdy myślał, że jest pobudzony a nie pijany, bo właśnie tak się zachowywał.
- Terry - rzucił słodkim tonem. - Dlaczego piję sam?  Miałeś pić ze mną…
*
Radośnie zatrzepotała rzęsami.
- Wiesz, masz mnie na miejscu, mogę ci pomóc znaleźć coś fajnego. Może nawet w mojej okolicy. A ostatecznie to i ja mam wolny pokój w mieszkaniu.

- Zamyśliłem się - mruknął tancerz i wypił kolejne trzy kieliszki.
Uśmiechnął się ciepło do srebrnowłosego, ale jego myśli były wciąż zajęte. Kolejny kieliszek.
*
Darwin uśmiechnął się.
 - Dziękuję. I wątpię, żebym się zmieścił w twoim wolnym pokoju. Z całym moim sprzętem, kolekcją gitar i tak dalej. Ale to uroczo z twojej strony.

- O czym tak myślisz, co? - zapytał Lambert sięgając po kolejny kieliszek.
*
- Miejsce na gitary znalazłoby się w innym pokoju - Holly wyszczerzyła się. 
- Gdyby ci bardzo zależało, to możesz u mnie przezimować chociaż tymczasowo.

- Ymmh.. o nas - mruknął przechylając kolejne kieliszki. Uśmiechał się pod nosem.
*
- Zależy ci, co?  - zaśmiał się cicho i wciąż patrzył jej w oczy. Nieco się zbliżył.

- A....o czym dokładnie? Boisz się? Że kiedyś się dowiedzą.
Adamowi chodziło oczywiście o media, opinie publiczną. Sam się trochę tym faktem denerwował, ale wiedział, że to się po prostu musi stać. Tylko że druga strona mogła mieć inne zdanie na ten temat.
*
- A jak myślisz? - spojrzała mu prosto w oczy z uśmiechem i również odrobinę się przysunęła.

- To jeszcze nie etap na taką rozmowę. Ile to ciągniemy? Tak rzeczywiście pomijając pijany incydent to... 2 dni?  - zaśmiał się cicho.
*
- No nie wiem, wolałbym to od ciebie usłyszeć - zrobiło się intymnie, mówił ciszej i delikatnie musnął usta dziewczyny swoimi.

- Rany, tylko zapytałem. Nie musisz odpowiadać - uśmiechnął się.
Chciał mu powiedzieć wiele rzeczy na ten temat, ale zrozumiał, że nie powinien.
- Po prostu siedziałeś taki zamyślony, a ja się zmartwiłem.
*
Holly spojrzała na Darwina. Jego usta były tak blisko, że prawie czuła ich smak.
- Bardzo mi zależy - wyszeptała przesuwając z czułością dłonią po jego policzku.

- Ja tylko mówię - uśmiechnął się. - Nie ma czym. Po prostu to układam... Że kiedyś będzie trzeba sobie odpuścić chowanie się i po prostu być razem. I że będę miał rozmowę z mamą pewnie, potem prasa... - lekko wzruszył ramionami.
*
Basista nie czekał dłużej. Ujął delikatnie podbródek Holly i delikatnie ją pocałował.

Adam pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Wiem, Terry. Ale przecież jakoś sobie poradzimy, prawda?
Uśmiechnął się ciepło i delikatnie pogładził jego dłoń.
*
Odwzajemniła pocałunek czując jak wszystko szaleje w jej wnętrzu. Jej dłonie powędrowały na jego kark.

- No tak tak. Po prostu będę miał trochę gówna do przemielenia. No nie wiem. Ale jasne, że to ogarniemy - uśmiechał się i wypił ostatni kieliszek. Był już w troszkę fajniejszym stanie.
*
Pochłonęła ich pasja. Przyciągnął dziewczynę bliżej.

- No właśnie, uśmiechnij się, napij i do przodu - powiedział dziarsko Adam i delikatnie poklepał go po ramieniu.
- U, wódka się nam skończyła - skrzywił się lekko na widok pustej butelki.
- No to czas się zbierać. Ja płacę, żeby nie było.
Nacisnął mały dzwoneczek stojący na rogu stołu i po chwili pojawiła się ta sama kelnerka.
- Prosimy rachunek - Lambert uśmiechnął się uprzejmie.
Kiedy dziewczyna wróciła po chwili, oprócz należnej kwoty zostawił jej pokaźny napiwek.
Wyszli przed lokal. Muzyk założył okulary przeciwsłoneczne i wyszczerzył się do Spencera.
- Widzisz, żadni dziennikarze nas nie nękali.
*
Nie wiedzieć kiedy Holly znalazła się na kolanach basisty. Całowała jego usta rozkosznie przy tym mrucząc i głaszcząc jego policzki, szyję, ramiona.

- Naprawdę ci smakowało, że taki napiwek, co? Nowa ulubiona knajpa?  - uśmiechnął się.
Kiedy wyszli lekko się spiął i dyskretnie rozejrzał.
- Masz na myśli oprócz tamtego kolesia w krzakach? Hmm? - zapytał lekko kiwając głową w stronę mężczyzny, który umiejętnie się chował.
*
Gorące dłonie basisty zaczęły powoli błądzić po ciele dziewczyny. Usta całowały namiętnie, z pasją i pożądaniem. Powoli zszedł na jej szyję obsypując ją pocałunkami. Pieszcząc milimetr po milimetrze.

- No a nie? Poza tym całkiem miło spędziliśmy czas. Punkty za wystrój - uśmiechnął się.
Adam bardzo przelotnie spojrzał w tamtym kierunku, po czym zaczął iść w przeciwną stronę.
- No i co zobaczy? Zobaczy nas razem wychodzących z knajpy. Nie jadamy wspólnie obiadów pierwszy raz, wiec przestań się spinać - rzucił uspokajająco, choć widok fotografa trochę go zdenerwował. Wiele by dał, żeby móc swobodnie poruszać się po mieście, przytulic czy nawet pocałować delikatnie Terrance'a. I nie chodziło o to, że Spencer nie lubił okazywać uczuć publicznie. Chodziło o to, że nawet gdyby nie miał nic przeciwko, Adam nie mógłby tego zrobić bez wywoływania sensacji.
*
Holly głaskała plecy Darwina lewą dłonią prawą przejeżdżając po jego włosach. Musnęła ustami czubek głowy, potem czoło czując, że robi się jej coraz cieplej i coraz przyjemniej.

Terry się rozdrażnił.
- No wiadomo, że nie. Ale szuka sensacji i to mnie drażni. Że no, muszą. Dajcie mi trochę czasu - mruknął żartem.
*
Dłoń Johnsona zsunęła się na biodra dziewczyny, usta miały ochotę ją pożreć. Dłonie powoli zakradały się pod bluzkę Holly.

- Rany, to dziennikarze. Oni mają gdzieś twoje zdanie. Pamiętasz, jak przyłożyłem temu kolesiowi kilka lat temu? On też miał gdzieś moje zdanie. Podtykał mi ten aparat prawie pod samą twarz.
Adam próbował uspokoić siebie i Terrance'a przy okazji, ale marnie mu to szło. Nachalni paparazzi zawsze go wkurzali, wiec miał chociaż nadzieje, że ten z krzaków za nimi nie pójdzie.
*
Między kolejnymi pocałunkami dziewczyna zaczęła rozpinać koszulę basisty. Jej dłonie wtargnęły pod materiał pieszcząc twarde mięśnie. Uśmiechnęła się ponownie go całując.

- No ja wiem, że to ich praca, ale no do cholery, ja mu w wakacjach nie przeszkadzam - westchnął.
Jasne było, że jak już ktoś ich wyczaił, to za nimi pójdzie i pojawi się pewnie też kilku kolejnych.
*
Darwin nie mógł nie odwzajemnić uśmiechu. Po chwili wziął dziewczynę na ręce, sprawnie odnalazł sypialnie i oboje wylądowali na miękkim łóżku. Chłopak błądził i pieścił dłońmi jej ciało jednocześnie gorąco całując.


- Dobra, spadajmy, bo może się zrobić nieciekawie.
Adam nieznacznie przyspieszył kroku. Bardzo chciał wtopić się w tłum, ale z jego wzrostem było to niezbyt możliwe. Dlatego odetchnął z ulgą, kiedy bez większych niespodzianek dotarli do domu Terrance'a i weszli do środka.
- Uff, było gorąco - podsumował wokalista wyciągając sobie z lodówki butelkę wody i upijając duży łyk.
*
Holly zdjęła z niego koszulę i zacisnęła dłonie na mięśniach jego ramion. Była bardzo podniecona. Po chwili znalazła się nad Darwinem. Usiadła okrakiem na jego biodrach i wciąż go całując pieszczotliwie dokuczała jego sutkom swoimi palcami. 

Tancerzowi zepsuł się humor, więc mruknął jedynie zdegustowany sytuacją.
- Zapomniałem zadzwonić do Rossa i Petera... A Holly z Darwinem się pewnie pieprzą, to nie dają znać.
*
Darwin mruknął z zadowoleniem, pozytywnie zaskoczony, że Holly przejmuje kontrolę. Po chwili pozbawił ją koszulki. Gładził, błądził dłońmi, chwilę później usiadł, ukąsił ją delikatnie w szyję i zaczął całować po dekolcie. Nie trwało to długo, kiedy w kąt poleciał jej stanik. Delikatnie pieścił krągłe piersi i całował. Jako wielki fan biustu, umiejętnie i chętnie zabrał się do pieszczot.

- Pewnie? Ja obstawiam na to całą kasę, jaką posiadam. Zapewne twoja propozycja była im niezbyt na rękę - dodał Adam z przekąsem gestem pytając Spencera, czy chce wody.
- To ja zaraz do nich zadzwonię - mruknął. Najpierw wybrał numer Petera, ale ten nie odpowiadał, spróbował z Rossem.
*
Holly mruczała zadowolona, kiedy Darwin zajmował się jej biustem. W tym czasie głaskała i masowała czule jego kark. Zrobiła się już bardzo mokra. Po chwili uniosła jego głowę za podbródek i na powrót wpiła się w jego usta dłońmi kombinując przy jego rozporku. 

Tancerz pokiwał jedynie przecząco głową.
- Poważnie myślisz, że się spakują? jest już wieczór - zaśmiał się cicho.
*
Johnson odwzajemnił z niesamowitym pożądaniem. Pożarłby ją. Chwilę później sam ją też dalej rozbierał. Nienasycone i wygłodniałe dłonie błądziły gdzie popadnie. Był cholernie podniecony. Oboje byli nakręceni jak nigdy. Długo sami się przed sobą bronili. Teraz wszystko pękło. Chciał mieć ją jak najbliżej siebie.

Lambert odstawił wodę na blat, po czym zaśmiał się.
- Nie sądzę, żeby to zrobili, Terry, ale miło będzie zapytać. No i pogadać chwile. Już cały tydzień minął od zakończenia trasy.
*
Holly wreszcie udało się rozpiąć rozporek basisty. Z uśmiechem odsunęła się od niego, po czym zsunęła z niego spodnie i wróciła na poprzednie miejsce. Jego twardy członek muskał jej wilgotną bieliznę. Jęknęła cicho na powrót go całując. Jej język toczył z nim zażartą walkę o dominację.

Terrance zachichotał i poszedł do sypialni ogarnąć pomieszczenie, bo pakując się zrobił mały bałagan.
- Tak? Co jest, szefie? - Ross odebrał rozluźniony w jakieś knajpie, gdzie wyskoczył na śniadanie.
*
Dłonie basisty zabłądziły na uda Holly. Drażnił gorącym ale delikatnym dotykiem. Przesunął dłonią po wewnętrznym udzie sunąc powoli w górę. Zachwycał się jej pięknym nagim ciałem.

- Hej Adam, co porabiasz? - zawołał wesoło wokalista.
- Jesteś w mieście? Bo wiesz, z Terrancem mamy pomysł na taką fajną małą wycieczkę..
*
Holly nachyliła się nad Darwinem zmuszając go tym samym do położenia się na plecach. Namiętnie otarła się piersiami o jego tors, a potem twarz. Przesunęła się zaczynając muskać ustami mięśnie jego brzucha.  

-Szkolną? - zaśmiał się cicho gitarzysta. - I tak, tak, jestem w LA póki co. Dawaj, co to za pomysł? 
*
Darwin mruknął wyraźnie zadowolony. Jego bokserki były teraz wyraźnie opięte. Przyglądał się dziewczynie z małym uśmiechem pod nosem. Tyle się kłócili... tyle czasu im to wszystko zajęło, żeby do siebie dotrzeć... całą trasę. 

- Więc, jutro lecimy do Austrii - zaczął Adam opierając się plecami o kuchenny blat. - 12 dni w uroczym górskim miasteczku Hallstatt. To jest bardzo spontaniczny pomysł. Piszesz się?
*
Przytuliła się do niego przelotnie go całując. Dla tancerki wspaniałą była świadomość, że ma go w swoim łóżku. Tutaj nie musieli sobie dogryzać. Mogli skupić się na sobie nawzajem. Przygryzła płatek jego prawego ucha dłońmi schodząc coraz niżej i niżej, aż w końcu oderwała się od niego i usiadła obok. Jej dłonie zaczęły masować jego biodra, uda, potem wróciły do podbrzusza. Często też się pochylała zostawiając na jego skórze mokre pocałunki i delikatny dotyk swoich niedużych piersi. Powoli zaczęła pozbawiać go bokserek.

- Jutro? - zaśmiał się Ross. - Jesteście niepoważni. Chętnie bym poleciał, ale nie jutro. Nie ogarnę życia do jutra - śmiał się szczerze. - Reszta leci?
Tymczasem Terrance'a porwał instagram i lajkowanie masowo zdjęć znajomych, których dawno nie widział. Potem wymieniał z kumplami wiadomości i słuchając muzyki bujał się w jej rytm na łóżku.
*
Basista nie mógł oderwać od niej wzroku, dłoni ani ust. Przez całe jego ciało przebiegały rozkoszne dreszcze. Johnson uniósł delikatnie biodra ułatwiając dziewczynie zadanie, przy czym sam niedługo później wciągnął ją pod siebie i powoli ściągał z niej ostatnią bieliznę. Całował piersi, żebra, brzuch, powoli schodził niżej i gładził jej rozchylone uda.

Zawtórował mu śmiechem.
- Podjęliśmy decyzję naprawdę z marszu. Wiesz, Brook siedzi w Japonii, Darwin pojechał do Holly w odwiedziny, więc odpadają, a do Petera nie mogę się dodzwonić. Wiec wygląda na to, że lecimy sami. No nic, to miłego wypoczynku. Na razie
Adam rozłączył się, odetchnął i poszedł szukać Terrance'a. Znalazł go w sypialni zasłuchanego w muzyce więc przystanął na chwilę i z ciepłem w sercu patrzył na niego. Dopiero po chwili wszedł do pokoju.
- Peter nie odbiera, a Ross powiedział, że pojechałby, ale nie tak z marszu. Więc, zostaliśmy sami.
Usiadł obok Terrance'a.
*
Holly zaczynała oddychać coraz szybciej czując niesamowite gorąco, kiedy usta Darwina zbliżały się do jej genitaliów. Oparła się na łokciach i patrzyła na niego zamglonym zakochanym wzrokiem. Potem przysunęła się bliżej i obejmując go, kilkoma muśnięciami dłoni podroczyła się z jego twardą męskością.

- No to macie wypad we dwójkę - zaśmiał się Ross. - Romantycznie. I dziękuje, na razie, na razie. Nawzajem, Zakochańce.
- Mówiłem - mruknął Spencer pod nosem nie przerywając bujania się. - Nosi mnie - uśmiechnął się, wstał z łózka i zaczął luźno tańczyć po pokoju serwując Adamowi widowisko do najnowszej muzyki Beyonce. Był jej fanem, to i niepotrzebne było myślenie. Ciało samo reagowało.
*
Darwin delikatnie ukąsił wewnętrzną stronę uda Holly.
- Nie drocz się - mruknął cicho nieco rozbawiony i wrócił na górę z uśmiechem patrząc jej w oczy. Pocałował ją krótko, czule. Chwila bez dotykania i błądzenia po ciałach z pożądaniem na rzecz chwili pełnej szczerych uczuć. Dawno już ich do siebie ciągnęło. Mieli wokół siebie mury, ale słomiane. Kwestią czasu było aż oboje pękną. Działo się to teraz. Całował ją z niesamowitym uczuciem, delikatnie gładząc po biodrze.


Adam zapatrzył się na poruszającego się zmysłowo i namiętnie Terrance'a. Spencer był seksowny, bardzo bardzo seksowy. Lambert widział, jak jego chłopak zapomina się w tańcu. Pomyślał, że najpiękniejszą rzeczą między nimi jest to, że obaj kochają muzykę i dodają do niej coś swojego. Tworząca się dzięki temu namiętność była między nimi jeszcze bardziej intensywna. Zaczął cicho nucić pod nosem aktualnie lecącą piosenkę. Terrance tańczył niesamowicie dobrze, a Lambert nie miał serca choćby na chwilę mu w tym przeszkodzić. Zamiast tego co rusz oblizywał usta czując, że napinają się jego wszystkie mięśnie, a w spodniach zaczyna robić się ciasno.

Terrance oddawał się muzyce. Zaprzedał chwilowo duszę. Mięśnie się cudownie napinały, ciało poddając się muzyce było zupełnie plastyczne. Wręcz płynne. Oczyszczał umysł. Kiedy piosenka się skończyła i zaczęła się inna, obudził się z transu stojąc przed Adamem. Uśmiechnął się sam do siebie. Spojrzał na srebrnowłosego. Później na jego problem w spodniach.
- Podobało się, hmm? - uśmiechnął się promiennie. Wróciła jego radość. Taniec był jak ładowanie baterii. Niezbędny do życia. Usiadł na Adamie okrakiem, ujął jego twarz w dłonie i mocno krótko pocałował... z powoli nieco silniejszym uczuciem. Kilka kolejnych cegiełek w murze.

- Wyglądasz naprawdę gorąco kiedy tańczysz, to nie moja wina - uśmiechnął się rozbrajająco.
Kiedy Terrance usiadł na jego kolanach, dłonie Lamberta od razu wylądowały w pasie tancerza. Oddawał mu pocałunek przelewając w niego całą swoją miłość. Dzisiejszy dzień był dla niego naprawdę niesamowity. Spakował się w kilka minut i kupił bilety na podróż za ocean, którą planuje się zwykle miesiącami tylko po to, żeby spędzić z ukochanym więcej czasu. Przycisnął Terrance'a bliżej siebie. Zsunął mu koszulkę z lewego ramienia, na którym zostawił kilka pocałunków, po czym pokąsał parę razy jego szyję robiąc dwie albo trzy małe malinki.  

Terrance uśmiechnął się ciepło, wszystkie mięśnie się rozluźniły. Czuł jak rozlewa się po nim szczęście. I tama powoli przecieka. Miłość powolutku zalewa wnętrzności. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech.
- Dobrze, że jesteś - powiedział cicho i przeczesał palcami srebrne błyszczące włosy. - Jesteś strasznie kochany... - i pocałował go czule.
Znów się ciepło uśmiechając gładził delikatnie miękki zarost na szczęce Lamberta i patrzył mu w oczy.

Emanował miłością. Wprost nią promieniował. Słowa Terrance'a były jak ulubiona kawa, kolejny koncert, spokojny sen. Ożywiały go, potrzebował ich do szczęścia, do życia. Uśmiechnął się szczerze w odpowiedzi na uśmiech tancerza.
- A ja się cieszę, że dałeś nam szansę - zamknął w tych słowach całe ciepło które czuł, przysunął się odrobinę bliżej i obsypał drobnymi pocałunkami linię szczęki Spencera.

Tancerz przytulił Adama, delikatnie głaszcząc po karku. Błogie uczucie móc być w domu. Mieć tą prywatność i swobodę.
- Idziemy zaraz pod prysznic, co? I się potarzamy trochę po łóżku... - Mruknął i pocałował Lamberta w czoło.  

- Jasne - jego dłonie zjechały w dół na pośladki tancerza. Masował je przez chwilę z uśmiechem na ustach, po czym klepnął go w prawy dając znać, że się podnosi.
- Wiesz, że chodzenie ze mną pod prysznic jest ryzykowne? - zapytał z szatańskim uśmiechem wstając z łóżka. Złapał chłopaka za dłoń i ruszył z nim do łazienki. Dobrze było móc potrzymać go za rękę choćby na tych paru metrach.

- Bo co? - zaśmiał się po drodze już rozbierając Adama. Nie próbował go jednocześnie uwodzić. Miał w sobie więcej szczęścia i rodzącej się miłości niż pożądania.
Pragnął, ale jego ust. I jego ciepła przy sobie.
- Czyżbyś znów się nakręcał, hmm? - uśmiechnął się pod nosem.

- Niee - zaśmiał się w odwecie ściągając z niego koszulkę. - Po prostu daję ci sygnał, że lubię polować w tych miejscach.
Wydał z siebie odgłos przypominający realistyczne, dzikie warknięcie, ale kiedy pocałował Terrance'a, znów zrobił to bardzo delikatnie.

Rozbierali się dalej.
- Polować? - zaśmiał się cicho - Oj Adam, nie kuś wilka, bo jutro nie usiądziesz. A długa siedząca podróż przed tobą, kochanie - znów się zaśmiał a propos jego warknięcia i rozweselił się mocno.
Odwzajemniając pocałunek i uśmiechając się, wciągnął go pod prysznic i włączył ciepłą wodę, która ogarnęła przyjemnie ich nagie ciała. Pogładził delikatnie ramiona srebrnowłosego. Nie mógł.. nie mógł się od niego oderwać.
*
Darwin z Holly leżeli już w łóżku nadzy, spoceni, ale przytuleni i spokojni. Błogość i szczęście. Przytulał dziewczynę ciepło do swojej klatki piersiowej i delikatnie bawił się od niechcenia jej warkoczykami.
- Bardzo mi cię brakowało - mruknął w końcu cicho.


Adam uśmiechnął się szatańsko. Lubił przyjemną klaustrofobiczną atmosferę prysznicu i innych ciasnych pomieszczeń. Przycisnął Spencera do ściany i pocałował krótko, po czym ściągnął z półeczki żel pod prysznic, nalał sobie odrobinę na dłoń i zaczął wcierać go w skórę tancerza, delikatnie przy tym masując. Milimetr po milimetrze. Ramiona, potem tors. I cały czas zostawiając delikatne pocałunki na jego szyi.
*
Holly uśmiechała się czule się czule i cmoknęła kilka razy jego skórę szepcząc:
- Mnie również.
To był długi dzień, wiec niedługo potem zasnęli wtuleni w siebie.

Tancerz nie pozostał dłużny, zrobił to samo, z tym, że sam pozwolił sobie na po prostu podziwianie ciała srebrnowłosego. Zaśmiał się cicho, i połaskotał delikatnie Adama po boku, kiedy ten się nieco nakręcał przy pożeraniu jego szyi. Gładził i pieścił dotykiem każdy mięsień jednocześnie delikatnie myjąc skórę Adama. 

Wrócił do jego ust całując je i smakując z największą czułością, w która powoli, ale sukcesywnie wdzierało się coś więcej. Był podniecony, byli pod prysznicem, Terrance stał zaraz obok ściany... Idealne warunki, żeby pokazać, że chciałby czegoś więcej. Ale wspomnienia niemiłej podróży z Europy wciąż skutecznie blokowały bestię, która czaiła się gdzieś w cieniu słodkich uśmiechów, przemykała niczym cień obok ciepłych całusów. Nie wiedział jak długo będzie w stanie ją więzić. Ale się postara. Dla Terrance'a. Żeby tego wszystkiego nie spieprzyć.
Nabrał więcej żelu na dłoń i poprosił Spencera, żeby się odwrócił. Zaczął masować mięśnie jego pleców, a potem pośladków wcierając w nie myjącą substancję. Sycił się widokiem i dotykiem skóry, którą uważał za niedostępną dla siebie i co wywoływało lekki konflikt w jego umyśle, kiedy tylko o tym pomyślał. Ale mają czas. Już on się postara, żeby wszystko się zmieniło.

Terrance czuł się rozluźniony. Przyjemnie rozluźniony i zrelaksowany. Odwrócił się z powrotem do Adama i dokończył myć jego ciało. Nie myślał za wiele. Umysł miał czysty i lekki. Zupełne odprężenie. Poczuł, że po raz pierwszy od dłuższego czasu sam zaśnie tak zupełnie bez problemu. W całej łazience unosiła się delikatna para i przyjemny męski zapach żelu. Na koniec wziął szampon i uśmiechając się, trochę wygłupiając umył srebrne włosy Lamberta robiąc mu rogi z piany.

Adam zareagował śmiechem na to, że Terrance układa mu rogi na głowie, po czym umył mu jego krótką czuprynę. Niepotrzebne były słowa. Przyjemna, intymna cisza, spokój. Cisza przerywana pocałunkami i śmiechem działała odprężająco i kojąco. To było takie dobre, wręcz sielankowe. Upajał się tym szczęściem. Spłukał Spencerowi i sobie pianę z głowy, po czym kciukami przesunął po liniach szczęki tancerza tak, że jego palce spotkały się ze sobą na brodzie Terrance'a. Zetknął ich czoła razem przymykając oczy, po czym otarł się swoim nosem o jego nos.  

Spencer uśmiechnął się ciepło i czule krótko pocałował Adama w te jego piegowate wargi, pogładził delikatnie po boku. Chciał coś powiedzieć, ale żadne właściwe słowa nie przychodziły mu do głowy. Nic nie było godne kolejnej tak przyjemnej chwili.
Podziwiał. Podziwiał go. Zachwycał się każdą najmniejszą zaletą i wadą. Był przepiękny.
- Czasem nie mogę się na ciebie napatrzeć, wiesz? - mruknął cicho.

Adam uśmiechnął się nie bardzo wiedząc jak odpowiedzieć. Przez te wszystkie lata na scenie zdążył pokochać siebie, ale wciąż nachodziły go dni, kiedy znienacka atakowały go wspomnienia. Niemiłe wspomnienia. Czasy, kiedy nienawidził swoich rudych włosów i marzył o tym, Ze jego skóra jest gładka, niepoprzecinana tysiącami piegów. Znajomi ze szkoły nie byli pomocni. Wyśmiewali się, izolowali na podwórku. Ale teraz... Czy to w ogóle miało znaczenie teraz, kiedy świat obrócił się o 180 stopni? Kiedy on "tłusty rudy Adam" jeździł po świecie ze swoją muzyką? Kiedy miał Terrance'a? Przygryzł delikatnie wargę, zanim znów się uśmiechnął.
- Chcesz się licytować? Bo tak się składa, że to ja się w ciebie wgapiam od czasów "Ghost Town" i to ukradkiem. I wciąż mi nie przeszło.
Spojrzał w jego oczy: te piękne, głębokie, karmelowe i kolejny raz poczuł motyle w brzuchu.  

Spencer zaśmiał się ciepło.
- Nie wygrasz, Boo. - uśmiechnął się szczęśliwy. - Od początku kariery jestem z tobą. Ty mnie nie widywałeś na ciężkich warsztatach, treningach, ale ja cie widziałem w każdej sytuacji. Blond, czarny, brązowy, biały, srebrny, zielony .... i zielona skóra i niebieska - uśmiechnął się pod nosem ciepło do wspomnień.
- Widziałem cię i za każdym razem nie mogłem się napatrzeć. Raz, że jesteś naprawdę kreatywną bestią. I robisz z wizerunkiem rzeczy, które mi by nawet do głowy nie przyszły. A ty nie dość, że masz te pomysły, to wychodzą niesamowicie. Dwa, jesteś niesamowicie utalentowany - w międzyczasie tancerz wyłączył wodę i osuszał ręcznikiem srebrne włosy Lamberta.
- Twój głos jest jak płynne złoto. Mógłbym słuchać twojego śpiewu całe życie. Jesteś cholernie kochającym, ciepłym i wrażliwym facetem. I na to też nie mogę się napatrzeć. Jak gonisz się z małym Riffem, potem przytulasz fanów, bo wiesz, jakie to dla nich ważne, potem mi mówisz, że mnie kochasz i się przytulasz. Jesteś kochanym misiem. I nie mogę się napatrzeć nigdy na twoją unikatowość. Głównie dlatego, że tak często ją uparcie ukrywasz. Kocham te wszystkie piegi na twoim ciele. Każdy z osobna. I pamiętam jak miałeś te swoje naturalne rude włosy, jak miałeś etap wracania do naturalności. I się zachwycałem. Bo wyglądałeś seksownie. Jesteś jedyny w swoim rodzaju, Boo. I ja nie przyglądam ci się ani od wczoraj ani od "Ghost Town", więc przykro mi, ale ciebie nie stać choćby na to, żeby wejść w tę licytację - zaśmiał się cicho i powoli wycierał ciało Adama.

Muzyk słuchał jak urzeczony. Miał wrażenie, że w jakiś niekonkretny, zupełnie nielogiczny sposób Spencer próbuje mu wyjawić swoją miłość. Wiedział, że tancerzowi powiedzenie takich rzeczy w dwóch słowach zajęłoby lata, dlatego słuchał, patrząc na niego czule, coraz czulej. W końcu z uczuciem przesunął palcami po jego twarzy, zabrał mu ręcznik i zaczął powoli wycierać jego krótkie włosy. W pewnym momencie po prostu go pocałował: nie delikatnie, dużo bardziej gorąco, ale czule, z miłością, nie z pożądaniem. Po prostu nie mógł się oprzeć zwłaszcza, że nie potrafił znaleźć słów na to, żeby odpowiedzieć Terrance'owi. Potrafił pisać: piosenki, wiersze, potrafił mówić do fanów, ale w takich momentach jak ten czuł się po prostu oniemiały. Kiedy w końcu się od niego odsunął, wciąż patrzył na niego tym samym ciepłym wzrokiem.
- Żałuję, że nie jestem w stanie wziąć udziału w tej licytacji - powiedział niby z przekąsem, ale poważnie. - Ale jesteś dla mnie najważniejszą osobą na całym świecie i chcę, żebyś to wiedział. Zawsze przy mnie byłeś i nie potrafię wyrazić jak wdzięczny za to jestem.
Objął go, przyciągnął do siebie. Najpiękniejszy zapach zawrócił mu w głowie: zapach skóry Terrance'a. Przytulił go mocno głaszcząc jego kark i zdając sobie sprawę z tego, dlaczego w ich sytuacji wszystko było możliwe tak szybko. Byli przyjaciółmi prawie całe życie, znali się, rozumieli. Naturalna droga. Ewolucja przyjaźni w miłość. Przytulił czoło do ramienia tancerza czując się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Spencer uśmiechnął się.
- Cśś, nie wykluczaj matki i ojca. rodzice na pierwszym miejscu - zaśmiał się cicho, przytulał do siebie Lamberta, pogładził go delikatnie po plecach.
- Chodźmy, do łóżka, co? Trzeba odpocząć. Rano wstajemy, trzeba się ogarnąć do tak długiego lotu lotnisko.
Pocałował go w policzek i pociągnął nagiego do sypialni. Zasłonił jeszcze zasłony i chwilę później leżał obok Adama. Podarował mu buziaka w ramię, chwilę potem w czoło i uśmiechnął się ciepło przytulając go do siebie. Okrył ich pościelą i odetchnął.

- Uwielbiam jak mnie łapiesz za słówka, wiesz? - zaśmiał się Adam idąc za Terrancem do łóżka. Położył się obok mocno przytulając do jego klatki piersiowej. Jego dłonie powędrowały na pośladki ciemnoskórego. Tyłek Spencera zawsze go kusił, uwodził, nawet jeśli nie robił tego świadomie. W tańcu, w chodzie, gdziekolwiek. Lambert głaskał delikatnie skórę jędrnych pośladków tancerza przymykając oczy i już prawie udało mu się zasnąć, kiedy nagle podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał swoim lekko spanikowanym wzrokiem na Terrance'a.
- Nastawiłeś w ogóle budzik?

Tancerz zaśmiał się cicho ale ciepło i szczerze.
- No sam na siebie spójrz, jaki jesteś kochany. Prawie cie z pościeli wywiało. Nastawiłem jak rozmawiałeś z Rossem. I to trzy, co kilka minut. Gdyby nas pierwszy nie obudził, a drugi gdybym wyłączył - uśmiechnął się ciepło patrząc w oczy Adama. Topił się w jego spojrzeniu.


Zaśmiał się radośnie słysząc na co Terrance'owi aż trzy budziki.
- Czasami jesteś tak uroczo bezpośredni, że gdybym w tej chwili stał, to pewnie bym upadł. Rozbrajasz mnie.
Przysunął się bliżej nie tracąc kontaktu wzrokowego, ich usta były zaraz obok siebie.
- Dobranoc, Terry - wyszeptał Adam z uśmiechem i i ponownie pocałował zmysłowe wargi Terrance'a: długo i czule.

- Bo ty wstajesz po pierwszym, co? - zaśmiał się cicho. - Zawsze się wszędzie spóźniasz i menadżerka tyłek gryzie.
Uśmiechnął się.
- Dobranoc, kochanie - mruknął, odwzajemnił pocałunek i pogładził delikatnie miękki zarost Lamberta na jego brodzie.

- Oj tam - westchnął Adam beztrosko i położył się zupełnie tak samo jak przedtem.
- Zaspałem raz czy dwa. A dlaczego w ogóle menadżerka czepia się o to ciebie? - prychnął śmiechem głaszcząc jego plecy.
- Jakby mnie nie mogła.

- Nie czepia się mnie. Oj, ktoś tu jest zmęczony chyba już. Mówię ogólnie, że widzę ją zawsze jak cię goni. Adam, miałeś wyjść 15 minut temu, Adam, musimy iść, Adam nie mamy czasu, no Adam...  - zaśmiał się cicho i ciepło przytulił piosenkarza mimowolnie gładząc jego bark.

- Może, nie wiem, tak usłyszałem. Ale masz rację, wredna kobieta - śmiał się Lambert, ale raczej z ironią. Nie miał nic swojej menadżerce do zarzucenia: prędzej zarzucał sobie.
Wtulił się w Terrance'a czując, że ciepło, spokój i szczęście wypełniają go całkowicie. Jego oddech się uspokoił, wyciszył. Zasnął bardzo szybko.

***

Rano tancerz wstał wcześniej i nie budząc Adama wziął szybki prysznic na odświeżenie, otulił Lamberta dodatkowo kocem. Na zewnątrz padało, zrobiło się chłodniej. Poszedł zrobić jakieś dobre śniadanie na miarę swoich możliwości. Kanapki, ale na bogato, pełne warzyw i kolorów. Bomba wartości odżywczych. I kawa. Krzątał się po mieszkaniu myśląc, czy nie ma czegoś jeszcze co powinien wziąć. Czekając na pobudkę Adama, wybrał numer do swojej matki.
- Czeeść mamo. Jak poranek? - uśmiechnął się - Chciałem pogadać...

Rose była już na nogach i podlewała swoją domową dżunglę, która zmieniała jej werandę w prawdziwą oranżerię. Kwiaty uczyły kobietę pokory, cierpliwości, prawdy o przemijaniu. Ludzie mogli być obłudni, rośliny nigdy. Rośliny mówiły jak jest.
Kiedy usłyszała dzwonek telefonu, odstawiła konewkę i weszła do salonu. Podniosła słuchawkę.
- Terrance - zawołała ciepło, a w ton jej głosu wdarła się matczyna troska. - W porządku, właśnie podlewałam moje palemki. A u ciebie, kochanie? Chyba nic się nie stało...?
*
W tym samym czasie Holly wstała z łóżka. Wzięła prysznic, umyła zęby, poszła do kuchni przygotować jakieś śniadanie po czym wróciła do sypialni. Darwin spał wyglądając przy tym tak słodko i kochanie, że topiło to serce tancerki. Pochyliła się nad nim i delikatnie pocałowała go w czoło. 

- Hmm.. dzieje się. Cały czas się dzieje, mamo - uśmiechnął się. - I to chyba na tyle poważnie, że uznałem, że zadzwonię i ci powiem, zanim dowiesz się na przykład z prasy.
Upił spory łyk kawy.
- Jestem z Adamem. Bardzo świeża sprawa. Ale wychodzi na to, że jesteśmy razem, więc jak z czasem zobaczysz zdjęcia gdzieś to nie chciałbym, żebyś musiała się zastanawiać co jest prawdą, a co plotką.
*
Basista przebudził się nieco słysząc i czując ruch wokół niego. A już całkiem kiedy go pocałowała. Uśmiechnął się pod nosem, objął w pasie i przyciągnął do siebie.
- Dzień dobry - mruknął radośnie wciąż nie otwierając oczu.


Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Znała Adama. Zawsze kręcił się gdzieś w okolicy jej syna. Miły, ciepły i dobry chłopak. Sława nie przewróciła mu w głowie. Już dawno pogodziła się z tym, że Terrance nie ożeni się z córką jej sąsiadki, której go "obiecała", kiedy obie chodziły w ciąży.
- Naprawdę? Terry, to chyba najlepszy wybór, jakiego mogłeś dokonać. Chociaż ludzie dadzą wam w kość. No ale przy twoich wszystkich byłych Adam prezentuje się naprawdę dobrze. Nie chrząka w towarzystwie i chyba zawsze bardzo dbał o ciebie. Cieszę się, Terrance. Pielęgnujcie ten związek - dodała nawiązując do swoich ukochanych roślin.
*
- Moja Śpiąca Królewna się obudziła, uuu - przeciągała czule słowa i pocałowała basistę w nos. - Jesteś głodny? Bo zrobiłam pyszne śniadanie. 

Spencer uśmiechnął się na słowa matki.
- Cieszę się, że to mówisz, mamo. On sam też z czasem da mi w kość. Czuję to. I wszyscy wiemy jaki jest dobry i kochany... Ale też mam z tyłu głowy świadomość jaką divą czasem lubi być, a przy tym jaki jest wrażliwy. Za wszelką cenę nie chciałbym go skrzywdzić. A trochę się martwię, że on z czasem będzie dobrze się bawił wykorzystując moją cierpliwość, którą przy nim będę pewnie musiał wzmocnić. Czuję to w kościach, że będę miał z tego wyzwanie... Wiesz, na początek prasa. Nie przywykłem do tego. Potem jak to Adam, wpada w wir pracy... Ale zrobię wiele, żeby to pielęgnować i dbać... - uśmiechnął się.
Czuł ulgę. Cholerną ulgę, że w końcu mógł z kimś porozmawiać o obawach i przeczuciach. Kiedyś myślał o Holly, ale to cholerna plotkara. Cholerna.
*
Johnson zaśmiał się.
- Żałuję, że nie liczyłem ile sekund ci zajęło dogryźnięcie królewną od kiedy się odezwałem - droczył się i pocałował Holly w czoło. Przeciągnął się nieco, przetarł dłońmi twarz i spojrzał jej w oczy.
- To jak już mamy noc za sobą, mogę w końcu otwarcie się zachwycać i ci przypominać, że jesteś niesamowicie piękna? - uśmiechnął się ciepło. - I troszkę. Ale chwile może poczekać.
Moment później był nad nią i obcałowywał ją gdzie popadnie jednocześnie ją łaskocząc.

- Oj Terry, Terry - kobieta zaśmiała się. - Pamiętasz, ile razy ci opowiadałam jakie ja miałam wyzwanie przy twoim ojcu? Wiesz jak ciężko było utrzymać w domu amatora bycia co tydzień w innym miejscu? Adam rzuca się w wir pracy to fakt, ale po krótkiej rozmowie z nim widać, że ceni spokój i dom. Twój ojciec zawsze chciał, żeby coś się wokół niego działo, jakieś zamieszanie. A Adam? Nieraz jak dzwoniłam do Leili mówiła, że bawi się ze swoim chrześniakiem albo rozwiązuje krzyżówki. Jeśli będziecie wkładać w to dużo wysiłku to zobaczycie, jak bardzo miłość się wam za to odpłaci.
*
Holly chichotała jak szalona poddając się swawolnym pieszczotom Darwina. Czuła ciepło i szczęście. Chwyciła twarz basisty w dłonie i pocałowała czule.
- Jesteś niesamowicie przystojnym i kochanym głupkiem, Głupku.
Zaśmiała się patrząc mu w oczy.

*
Adam obudził się czując się dziwnie lekko. Spojrzał na zegarek: 7:41. Usłyszał głos Terrance'a dobiegający z innego pokoju. Jeśli rozmawia przez telefon o tej porze, to zapewne z mamą.
Mając na uwadze, żeby potem zadzwonić do swojej, wstał z łóżka i poszedł pod prysznic. Kiedy włączał wodę, wspomnienia wczorajszego wieczora zawładnęły jego umysłem. Mimowolnie się uśmiechnął. 

Terry uśmiechnął się ciepło pod nosem.
- Dzięki mamo... kocham cię bardzo. Pamiętaj o tym. Ohh, i jedziemy z Adamem... znaczy, lecimy do Austrii na wakacje. Wczoraj nas naszło na wypad. W LA nie ma prywatności mimo wszystko. A chcemy trochę odpocząć i pobyć razem bez fleszy za plecami. Więc spontanicznie lecimy. Jak wrócę to znowu cię odwiedzę i gdzieś też porwę.
Spencer usłyszał, że Adam już wstał. Wziął śniadanie wraz z kawą do sypialni i dalej rozmawiając z mamą, czekał już na łóżku. Uśmiechnął się czując jeszcze ciepło i zapach Adama na pościeli.
*
Darwin uśmiechał się szeroko i krótko czule pocałował Holly.
- Jesteś niesamowita. ... choć to nie fair, że jesteś ubrana. Co to za nierówność?! - oburzył się w żartach i zaraz zanurkował głową pod jej bluzkę i dalej całował piersi i brzuch delikatnie drażniąc przy tym skórę i łaskocząc. 

- Jesteś taki kochany, Terrance - zaśmiała się Rose dobrodusznie.
- Jedźcie, wypocznijcie i bawcie się dobrze. Ja będę już kończyć, kochanie, mam tysiąc spraw na głowie. Papa - kobieta rozłączyła się z uśmiechem wracając do swoich kwiatów.
*
Lambert umył jeszcze zęby po czym założył bokserki i wrócił do sypialni. Na widok Spencera od razu się uśmiechnął.
- Cześć - podszedł do niego i pocałował go w czoło. - O rany, widzę, że przyszedłeś tu z całym arsenałem śniadaniowym - zaśmiał się siadając w nogach łóżka i biorąc do ręki jedną z kanapek. - Jest taka piękna, że aż szkoda jej jeść - ocenił cicho i ugryzł pokaźny kawałek.
- Mmm, Terry, jesteś cudotwórcą - pochwalił go po chwili, delektując się jedzeniem. Adam zawsze cieszył się z najprostszych, najzwyklejszych rzeczy i to właśnie one podbijały jego serce. Tak jak te niby proste kanapki, w które jego antykuchenny chłopak i tak musiał włożyć sporo wysiłku.
- Dobrze spałeś? - zapytał go z troską.
*
Holly zaśmiała się.
- Robiłam śniadanie, miałam paradować nago czy jak? A może miałam cię ubrać, kiedy spałeś, hę? - powiedziała zaczepnie, po czym pisnęła, gdy Darwin dobrał się do jej bluzki. Oberwał od niej kilka razy w ramiona: lekko, symbolicznie.

Tancerzowi zabrakło słów. Szczęście.
- Pochwaliłem się mamie... - powiedział cicho i uśmiechnął się szeroko i promiennie. - I tak... wstałem wcześniej to uznałem, że zrobię coś dobrego. Masz jeszcze kawę. Spałem trochę niespokojnie, ale mimo wszystko dobrze. I pada. Mam nadzieję, że szybko przestanie i to nam nie utrudni wylotu.
*
- Kochanie, mieszkasz sama... - zaśmiał się i wynurzył się spod bluzki. Ucałował ją czule. - Idziemy dzisiaj... na plażę. I może do wesołego miasteczka, co? - uśmiechnął się szeroko patrząc dziewczynie w oczy.

- I co na to twoja mama? - zapytał z uśmiechem. - Sam muszę do swojej zadzwonić.
- Dziękuję - Adam z radością wziął od niego kubek i upił duży łyk, po czym podszedł do okna i wyjrzał przez nie.
- Nie powinno długo padać - spojrzał krytycznie w niebo. - Przejaśnia się.
- Chciałbym wiedzieć co nie daje ci spokojnie zasnąć - usiadł za Spencerem i oparł głowę o jego plecy. W takich spokojnych chwilach jak te czuł się po prostu cudownie.
*
- Ja nie lubię chodzić nago - ofuknęła go ze śmiechem zanim oddała pocałunek. - Dobrze. Ale najpierw coś zjesz, hm? - otarła swój nos o jego nos.

- Ucieszyła się jak nigdy przedtem. I uznała, że w końcu dobry materiał - zaśmiał się cicho. - Ymm... nic takiego - uśmiechnął się. - Dużo się dzieje. A ty jesteś kim jesteś i przyjaźniliśmy się całe życie. Po prostu czuję, że mam wiele na ramionach. Ale samo z czasem się poukłada i nawyknę do takiej a nie innej rzeczywistości. - wzruszył lekko ramionami, pogładził delikatnie dłoń Lamberta.
*
- A szkoda - mruknął. - I jasne. Tylko się ogarnę i ubiorę - mówił równocześnie obsypując Holly czułymi pocałunkami.

Napił się kawy, po czym pogładził ramię Terrance'a.
- Wiem, że to nie będzie słodycz usłana różami, ale wiem też, że damy radę. Twoja mama jest przeurocza - zaśmiał się odstawiając pusty już kubek na stolik.
- Zadzwonię teraz do swojej, dobra? A ty sprawdź czy wszystko masz spakowane - upomniał go żartobliwie i chwycił za swój telefon. Wyszedł na korytarz i wybrał numer mamy.
*
- Dam ci ksywkę Całusek - zachichotała Holly przytulając go do siebie. Cmoknęła ustami jego czoło.

Terrance westchnął cicho i uśmiechnął się pod nosem.
- Mam wszystko, jestem pewny.
Zaczął zwiedzać instagram i bawić się snapchatem.
*
Darwin się roześmiał.
- Nie mogę się oprzeć - uśmiechnął się szeroko, w końcu wstał, ubrał bokserki i poszedł się ogarnąć. 
*
Kobieta odebrała telefon nieco zaspana. Przed chwilą wstała i piła właśnie kawę na rozbudzenie.
- Tak, kochanie? - uśmiechnęła się. - Dawno do mamy nie dzwoniłeś. Co u ciebie, synku?

Adam uśmiechnął się.
- Cześć mamo. U mnie bardzo dobrze, a jak u ciebie? Dzwonię głównie po to, żeby ci powiedzieć, że wyjeżdżam na wakacje... Jadę, to znaczy jedziemy do Austrii. Do takiego małego górskiego miasteczka. Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy, kiedy u ciebie byłem? - nie mógł się powstrzymać od podzielenia się tą wiadomością z matką, z jakąkolwiek osobą. Uwielbiał pokazywać to, że jest szczęśliwy, nie potrafił trzymać tych uczuć w sobie.
- No wiec chciałem powiedzieć, że udało mi się przeprowadzić z Terrancem poważną rozmowę i daliśmy sobie szansę. Jedziemy odpocząć, pomyśleć o nas. Wiesz.
*
Holly pobiegła do kuchni i zaczęła parzyć świeżą herbatę jaśminową. Zawsze piła ją do śniadania i miała nadzieję, że Darwinowi również posmakuje. Jej samej dawała większego kopa energii niż espresso.

- Boże, Adaś, kochanie, w końcu! - zaśmiała się. - I brzmisz od razu inaczej. Szczęśliwy w końcu. Długo czekałam na ten telefon. Od daaawna wiedziałam, że w końcu sam Spencer cię przyciśnie... Za dużo o nim mówiłeś i za bardzo promieniałeś mówiąc o nim. Terrance to, Terry tamto... - zaśmiała się.
- Teraz tam dbaj o to. Pilnuj, żeby go nie stracić, bo rzeczywiście zbyt długo się paliłeś, żeby teraz coś zepsuć. A ja chcę wnuki. Trzymaj go za te ogrodniczki, co na scenie w nich skacze i go trzymaj przy sobie. Już pora na ciebie, kochanie.
Droczyła się nieco, ale też mówiła poważnie. Leila chce wnuki i szczęścia Adama. Takiego stałego szczęścia.
*
Darwin wyszedł z łazienki ubrany i odświeżony i powędrował za Holly do kuchni.
- Ymhh.. śniadanie... dziękuję -  uśmiechnął się, usiadł, samą Holly przyciągnął do siebie na kolana i zaczął jeść dzieląc się z nią.


- Dzięki mamo - zaśmiał się szczerze Adam czując niesamowitą ulgę. I szczęście. Coraz więcej szczęścia. - Odezwę się po powrocie. Kocham Cię.
Lambert rozłączył się i stał przez chwilę z telefonem w ręku czując jak po jego sercu rozlewa się bezgraniczne ciepło. Ale oprócz tego czuł również niepewność. Bał się, jak to będzie, czy życie nie pokopie ich gdzieś po drodze, czy nie straci tego płomienia, który rozpalił się w nim dzięki tancerzowi? Pomyślał o tym, jak mogłoby wyglądać ich wspólne życie, codzienność, niespieszenie się nigdzie. Wnuki. No, tutaj to mama nieźle odleciała. Adam kochał swojego chrześniaka, ale nie wiedział, czy byłby w stanie z nim długo wytrzymać. Widywali się rzadko, wiec tym bardziej chętnie spędzał z nim czas, ale żeby tak na zawsze? Żeby był jakiś mały człowiek, którym on musiałby się zajmować, dbać o niego i tym podobne? Raczej nie czuł się jeszcze w tej chwili na to gotowy.
Wrócił do sypialni i uśmiech znów rozświetlił mu twarz kiedy tylko zobaczył swojego chłopaka.
- Wygląda na to, ze moja mama wyczuwała coś z boku i to od dłuższego czasu. Albo się zgrywa, spryciula jedna - wokalista zaśmiał się i zaczął się ubierać.
*
Dziewczyna wzięła w dłonie filiżankę herbaty i podała basiście.
- Spróbuj - zachęciła go z uśmiechem. - Ten wynalazek jest lepszy niż kawa. I zdrowszy.

Terrance spojrzał na Adama rozbawiony.
- Adam, przyzwyczaj się. Poważnie. Przyzwyczaj się, że ty kłamać nie potrafisz. I zawsze widać, że coś się dzieje. Poważnie. A to twoja mama... - zaśmiał się, przyciągnął Adama za pasek od spodni i krótko czule pocałował.
- Jedziemy? Hmm? - pogładził go po boku. - Mamy już wszystko spakowane, załatwione... Możemy jechać...
*
Basista ujął filiżankę - Herbata? - upił łyk. - Dobra, ale powiem ci, że ja jestem fanem japońskiej zmielonej zielonej herbaty. Tej z ceremonii, na którą kiedyś pojechaliśmy do ogrodu w Tokio, pamiętasz? Jeszcze większego kopa daje i jeszcze zdrowsze. Ale ta też dobra - uśmiechnął się ciepło i pocałował ją w ramię.

Westchnął cicho, ale zaraz się zaśmiał.
- Dobra, jest w tym trochę racji. Jestem piekielnie złym kłamcą - oddał mu pocałunek. - Jasne, jedźmy.
Poupychał resztę swoich rzeczy w podręcznej torbie, założył koszulkę i bluzę i pozbierał swoje bagaże zanosząc je do przedpokoju, gdzie zaczął zakładać buty.
*
- Tak, tak, pamiętam. Chciałam kupić jej trochę w tym sklepiku, który był nieopodal, ale kompletnie nie mogłam się porozumieć z ekspedientką - zaśmiała się głośno.

- Ty po prostu nie potrafisz kłamać i tyle - uśmiechnął się tancerz.
Raz dwa wskoczył w buty i spakował resztę rzeczy do bagażnika. Chwilę później byli już w drodze na lotnisko.
- Strasznie się cieszę, że lecimy. Mam nadzieję, że będziemy mieli spokój.
*
- Jest tez w LA, ale trzeba szukać dobrego gatunku. Mały research potrzebny i tyle. Zrobię ci  kiedyś.
Mówiąc to, basista odruchowo gładził jej udo.


- Też mam taką nadzieję. Miasteczko wybraliśmy spokojne. Na koncercie ludzie też się jacyś tacy spokojni wydawali - zażartował Adam obserwując w dalszym ciągu niebo.
- Zaraz chyba słoneczko wyjdzie i to by było na tyle jeśli chodzi o deszcz!
Wyciągnął telefon i szybko napisał do paru bliższych znajomych, ze wyjeżdża.
*
- Mmm...brzmi kusząco - pocałowała go krótko w usta. - To co, zbieramy się?

- Zaraz, to ten kraj, gdzie nic się nie działo? - zaśmiał się, gdy się zorientował, gdzie tak naprawdę lecą.
Zauważył kątem oka co robi Lambert. - Ymm, ja dałem znać na snapie bez miejsc, że jadę na wakacje.
*
- Mhm. Jedziemy czy sobie organizujemy długi spacer? - uśmiechnął się, dopił herbatę i był praktycznie gotowy do wyjścia.

- Tak, dokładnie - zaśmiał się. - A myślisz, że dlaczego wybrałem akurat ten kraj? Tam było tak spokojnie. No, to skoro ty dodałeś, to ja w sumie nie muszę.
Odchylił sobie delikatnie siedzenie i relaksował się perspektywą wyjazdu, bliskością Terrance'a. Od kilku dni wszystko układało się tak ładnie, w logiczną wręcz całość. Bardzo chciał, żeby było tak już na zawsze.
*
- Spacer! - krzyknęła żywo Holly i złapała chłopaka za rękę. Wyszli z domu.

- Nie mówiłem, że jedziemy razem - mruknął Spencer. - Też nie chciałem szumu robić. 
Dotarli na lotnisko.

2 komentarze: