8/10/2016

5. Jutro


Adam obejmował tancerza ciasno i patrzył w jego ciepłe, ciemne oczy jakby widział tam największy cud świata. A widział wiele - oddanego przyjaciela, lojalnego kumpla, wspaniałego współpracownika, gorącego kochanka, żartownisia, wulkan pozytywnej energii. Poczuł w jednej chwili, że kocha go z każdej strony. Że kocha go tak mocno, iż ta miłość nie jest w stanie cala się zmieścić w jego sercu. Dlatego emanował nią cały po raz pierwszy czując coś tak potężnego. Chciał żyć dla niego, chciał żyć z nim. Pragnął patrzeć w te oczy nieprzerwanie dopóki jego własnych nie owinie mgła śmierci. Pragnął całować jego usta, dotykać go i przytulać, spędzać z nim czas, wszędzie za nim podążać póki u kresu swego życia nie spocznie w grobie. Właśnie w tamtej chwili zrozumiał, czym jest prawdziwa miłość i zrozumiał, że to uczucie może dzielić tylko z nim. Tylko z Terrancem.
Uśmiechnął się do niego najczulej jak potrafił i delikatnie przesuwał palcami po policzku chłopaka nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Rany, Terry - powiedział szeptem jakby się bał, że głośniejszy ton zburzy coś pięknego. - Wypełniasz mnie. Wypełniasz mnie całego miłością.

Tancerz nie był w stanie odpowiedzieć inaczej, niż uśmiechem. Znów pocałował przyjaciela, ale tym razem jeszcze wolniej, jeszcze bardziej czule i jeszcze leniwiej. Smakując i delektując się chwilą. Każdym najmniejszym ruchem. Włożył w ten pocałunek całego siebie. Wszystko to, co był w stanie mu dać w tym momencie. Ciało przy ciele. Ciasno.
Gorące dłonie powoli, leniwie i delikatnie przesunęły się po boku Adama. Tak powoli, jakby dotykiem chciał zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. Jedna z nich powoli zawędrowała pod materiał koszulki muzyka niesamowicie delikatnie pieszcząc skórę opuszkami. Głaskał, gładził, muskał, nie mógł nacieszyć się dotykiem.

Piosenkarz sapnął cicho w jego usta, kiedy zalała go nowa fala uczuć i emocji. Jego dłonie powoli, jakby z namaszczeniem wpełzały pod koszulkę tancerza pieszcząc niespiesznymi muśnięciami każdy kolejny fragment skóry. Choć to wszystko było już za nimi miał zupełne wrażenie, że tak naprawdę robią to pierwszy raz dopiero w tej chwili. Jakby te wcześniejsze nie miały większego znaczenia, jakby zupełnie się nie liczyły. Oddawał pocałunek z pasją i miłością, głaszcząc imponujące mięśnie ramion Spencera. Powolność, delikatność, uczucia. Tylko to władało nimi w tej chwili. Żadnego pośpiechu, zwierzęcego instynktu. Tylko czysta perfekcja.

Czysta perfekcja, gesty przeładowane wręcz czułością i troską. Dopiero teraz poświęcali naprawdę tyle uwagi ile należy na poznanie swoich ciał. Dopiero teraz się nimi delektowali i prawdziwie cieszyli. Pierwszy raz w pełni się czuli. Mięsień po mięśniu. Piękno silnego męskiego ciała. Spencer powoli zszedł z pocałunkami na szyję wokalisty. Powoli. Składał subtelne delikatne i drobne pocałunki. Leniwe. Zostawiając delikatnie wilgotne ślady. Już go nie pożerał. Teraz delektował się jak największym afrodyzjakiem na świecie. Był pijany tym uczuciem. Obdarowywał pocałunkami i chciał pieścić każdy najmniejszy milimetr ciała Adama. Nie mógł, zupełnie nie mógł się nim nacieszyć. Jego dłonie powoli złapały materiał koszulki i bez pośpiechu ją z Lamberta ściągnął. Chwilę ciesząc się widokiem gładził mięśnie brzucha. Wrócił do drobnych czułych pocałunków, teraz już na klatce piersiowej.

Czuł każdy najmniejszy dotyk i każde najmniejsze muśniecie na swojej skórze. Miał wrażenie, że to najpiękniejsza chwila w całym jego życiu. Chciał ją dobrze zapamiętać, wiec z czułością wodził wzrokiem za każdym gestem i ruchem Spencera. Widok tancerza całującego jego mięśnie brzucha był nierealny i niesamowity, a przy tym tak bardzo rzeczywisty. Perfekcyjny. Dzięki Terrance'owi czuł się taki coraz bardziej z każdą kolejną chwilą, kiedy tamten z największym uczuciem całował każdy jego pieg, których Adam tak kiedyś nienawidził.

Terrance wciąż nie mógł się nacieszyć. Jego dłonie wciąż delikatnie zwiedzały, badały i zapamiętywały każdy najmniejszy fragment ciała przyjaciela. Sam Spencer wracając powoli od brzucha w górę niesamowicie subtelnie i delikatnie zajął się sutkami. Ta delikatność była wręcz drażniąca. Całował, muskał, najdelikatniej na świecie kąsał, drażnił koniuszkiem języka, zataczał kółka. Dręczył dbając, aby każdy ruch był najdelikatniejszy jak się da, ale odczuwalny. Co działało, bo zauważył na ciele Lamberta imponujące fale dreszczy zbiegające w dół.

Przymknął oczy i przygryzł wargę kiedy poczuł język Terrance'a na swoich sutkach, które prawie od razu stwardniały. Jego prawa dłoń bardzo delikatnie i subtelnie gładziła kark tancerza, a lewa pogłaskała czule jego krótko ścięte, jasne włosy.
- Mmm... Terry... - wymruczał w pewnym momencie od razu się uśmiechając. Poczuł silne mrowienie w podbrzuszu, kiedy przez jego ciało przeszła nowa fala gorąca. Uniósł ostrożnie głowę i chwycił w dwa palce brodę Spencera tak, że jego głowa tez się podniosła. Rój motyli zaczął dziki taniec w jego brzuchu, kiedy ich usta złączyły się razem ponownie.
- Chodź do mnie - szepnął prawie prosto w ucho Terrance'a i przytulając go do siebie mocno.
Zmienili pozycję; teraz to Adam był na górze - jego dłonie bardzo bardzo powoli przesuwały się najpierw po policzkach tancerza, potem po szyi, piersiach, brzuchu, aż w końcu po udach. Zsunął jakieś dwa, trzy centymetry materiału z bioder chłopaka i powoli zostawiał gorące pocałunki na jego podbrzuszu.

Terrance uśmiechnął się pod nosem odrobinę łobuzersko. Leżał podpierając się na łokciach. Przeszedł go ogromny przyjemny dreszcz. Obserwując poczynania Adama delektował się jego  pocałunkami, których pokaźne efekty szybko skumulowały się w bokserkach tancerza. Mruknął jedynie zadowolony.

Lambert kontynuował całowanie ciepłej, miękkiej w dotyku skóry. Powoli, bardzo powoli ściągnął z niego koszulkę. Głaskał z uczuciem mięśnie jego brzucha i palcami pieścił sutki, po czym do każdego dotkniętego już fragmentu ciała przykładał usta zostawiając na nim drobny pocałunek.

Ciało tancerza przeszywały fale dreszczy, jedna za drugą. Gładził delikatnie kark chłopaka, przymknął powieki i delektował się chwilą. A była niezwykła. Najmniejsze najdelikatniejsze pieszczoty mocno odbijały się w jego podbrzuszu. Jego pokaźna męskość już wyraźnie rysowała się pod spodniami i bokserkami.

Dłonie Adama zjechały w dół delikatnie i powoli głaszcząc umięśnione uda tancerza. Zdjął mu spodnie i uklęknął między jego nogami. Ustami i zarostem czule muskał skórę jego ud najpierw jednego, potem drugiego. Był mocno podniecony, czuł jak jego członek nabrzmiewa coraz bardziej i widział doskonale, że z Terrancem dzieje się to samo. Ale nie spieszył się. Mają czas.

Terrance mruknął cicho i rozkosznie mocno podniecony. Co zresztą dało się zauważyć pod bokserkami. Delikatnie przeczesał palcami włosy Lamberta. Przeciąganie wszystkiego budowało niesamowicie intymną, przyjemną atmosferę. Zamglonym z podniecenia spojrzeniem przyglądał się srebrnowłosemu. Był pijany. Zupełnie pijany delikatnością i miłością emanującą od Adama.

Muzyk aż zadrżał lekko na dotyk tancerza na swoich włosach.Tak mocno był teraz na niego wyczulony, że najdrobniejszy gest był odczuwalny silnie i niesamowicie. Pochylił się do przodu opierając się na rękach i skradł z tych ponętnych ust drobny, pełen uczuć pocałunek.

Terrance nie pozwolił Adamowi się tak po prostu odkleić, objął go za kark kontynuując pocałunek przesycony czułością. Chwilę później znów był nad nim i teraz on go powoli rozbierał. Bez pośpiechu, z namaszczeniem pieszcząc każdy milimetr ciała Lamberta. Zsunął z niego spodnie, obsypywał go pocałunkami na linii bokserek. Delikatnie i powoli zsunął i bokserki. Głaszcząc go po udach całował subtelnie coraz bliżej męskości Adama. Drażniąco delikatnie. Wszechobecne napięcie rosło.

Z ust piosenkarza wydobywały się ciche jęki za każdym razem, kiedy tancerz znacznie zbliżał się do jego członka. Oddychał przez usta z wielkim trudem, kiedy kolejne fale coraz mocniejszej przyjemności zalewały go od środka. Za mały. Jego serce, jego umysł, jego ciało były zdecydowanie za małe, żeby pomieścić takie ilości ciepła i niesamowitej pasji, jakie każdym najmniejszym dotykiem dawał mu Spencer. Pogładził krótkie włosy chłopaka palcami uśmiechając się czule. Tancerz był wspaniały, niesamowity, idealny. I już tylko jego

Terrance wystarczająco długo droczył się z Lambertem. W końcu powoli przesunął drażniąco koniuszkiem języka wzdłuż jego członka zaczynając od nasady aż po sam czubek. Obserwował reakcje. Wziął go w dłoń i z wyczuciem masował. Góra dół. Góra dół. Chwilę drażnił główkę jego męskości swoim wilgotnym językiem przeciągając moment.

Nie było nic. Nie myślał. Tylko czuł. Usta Terrance'a na jego członku wprawiały go w jeszcze głębszy, niemal hipnotyczny stan. Utopiony w miłości, czułości, podnieceniu, pożądaniu. Był tylko on, Terrance, i jego język powoli pieszczący męskość Adama. Jęknął głośno, potem znowu i znowu swoim melodyjnym głosem.
Terrance uśmiechnął się pod nosem i powoli zaczął pieścić Adama ustami. Wciąż pomagając sobie dłonią. Powoli, bez pośpiechu, ale miarowo. Rytmicznie. Nie mógł się oprzeć i cały ten czas przyglądał się reakcjom srebrnowłosego. Nie mógł się nadziwić jak pięknie brzmią jego słodkie jęki. Z czasem nieco mocniej zacisnął dłoń potęgując doznania.

Jęki Adama stawały się coraz głośniejsze w miarę jak Terrance zaczął coraz śmielej sobie poczynać. Nie mogąc go swobodnie dotknąć, zacisnął palce na pościeli. Między jęki wdarło się imię ukochanego. Jego męskość stwardniała już do oporu.

Terrance przyspieszył wciąż się przykładając i jeszcze mocniej zaciskając dłoń. Podziwiał prężące się z przyjemności ciało Lamberta. Palce, które mimowolnie wbijają się w pościel. Bielejące kostki. Tyle emocji i przyjemności malującej się na tej pięknej twarzy. Nie przestawał. Powoli stopniowo prowadząc srebrnowłosego na skraj wytrzymałości. Jedna z dłoni błądząc po udzie powoli wsunęła się pod pośladek, który zaczął delikatnie pieścić, gładzić - kontrastując z mimo wszystko intensywną pieszczotą ustami.

Skupiał się na każdym dotyku jak na ostatniej rzeczy, która trzymała go na tym świecie. Kompletnie nie myślał. Umysłem był już daleko, wysoko, prawie dosięgał gwiazd. Kiedy kolejna fala dreszczy przebiegła po jego ciele poczuł, że to nie będzie trwało już długo. Był zbyt podniecony. 

Spencer ani myślał psuć Adamowi chwilę i nie przestał aż do spełnienia chłopaka. Połknął nasienie, pocałował delikatnie jego podbrzusze, sięgnął po prezerwatywę i uklęknął między jego udami. Odrobina żelu, masaż i chwilę później całując czule szyję Lamberta napierał na jego wejście swoim nabrzmiałym pokaźnym członkiem. Obsypywał srebrnowłosego mnóstwem dobrych, delikatnych i czułych pocałunków. Dłonie pieściły pośladki i gładziły uda, kiedy powolutku wypełniał go w całości. Bez pośpiechu. Tym razem dbał. Dbał o każdą najmniejszą czułość, o delikatność i ciepło. Wszystko robił z namaszczeniem. Cegiełka po cegiełce mur padał obnażając miłość. Miłość i uczucia, które dało się powolutku wyczuć w pocałunkach i dotyku. Uczucia przeciekały jak przez powoli pękającą tamę.

Zatracił się w ekstazie, która uniosła go na sam szczyt. Jedynym, co w tamtej chwili miało dla niego jakiekolwiek znaczenie była miłość. Miłość, którą czuł całym sobą nawet w chwili tak instynktownego i zwierzęcego uniesienia. Pomiędzy jękami i stęknięciami szeptał imię ukochanego, które brzmiało dla niego jak najpiękniejsze zaklęcie. Doszedł wreszcie wyginając się zmysłowo w łuk i opadł, ciężko dysząc na poduszki.

Przymknął oczy i skrzywił się delikatnie, kiedy poczuł zimne od żelu palce Terrance'a przy swoim wejściu. Naprawdę, teraz? Mimo to wciąż tak samo mocno reagował na każdy dotyk chłopaka sapiąc cicho. Po chwili znów mógł przytulić tancerza. Przyciągnął go do siebie obejmując za kark, a kiedy Spencer zagłębił się w niego, wstrzymał oddech, zacisnął zęby i wbił paznokcie w jego plecy. Bolało, ale nie tak samo jak ostatnio. Nie potrafił tego nazwać, ale ten ból był osłabiony jakby jakimś znieczuleniem, dobrem, słodyczą. Oddychał coraz szybciej. Powoli, bardzo powoli ból ustępował. Idealnie wczuł się w rytm powolnych, głębokich pchnięć. Nogami oplótł biodra tancerza przyciskając go tym samym mocniej do siebie. Przytulił twarz do ramienia ciemnoskórego. Z każdym kolejnym pchnięciem czuł coraz więcej miłości promieniującej od tancerza. Działo się coś perfekcyjnego. Stawali się jednością.

Terrance przycisnął swoje ciało do ciała Adama. Zjednoczyli się. Jedność. Ustami wspiął się z szyi całując po szczęce i odnajdując drogę do jego ust. Pocałował go z pasją jakiej świat nie widział. Czułość górowała ponad wszystkim. I bliskość. Rytmiczne ruchy stawały się bardziej stanowcze, a sam tancerz sapał i jęczał powoli coraz głośniej w przerwach na oddech.
- Adam... - jęknął cicho wprost do jego warg i je delikatnie musnął. Sam był coraz bliżej spełnienia.

Odwzajemnił pocałunek namiętnie, gorąco, z uczuciem, które przesłoniło mu cały świat. Dyszał ciężko prawie w usta Terrance'a. Kilka razy udało mu się złapać spojrzenie tych pięknych ciemnych oczu, co tylko na nowo topiło jego serce. Głaskał jego krótkie, jasno zafarbowane włosy, potem płatki ucha i policzki. Czule, tak bardzo czule. Tym razem wszystko było wyważone, ostrożne, dokładne. Kiedy chłopak zaczął szczytować, Adam przycisnął go jeszcze bliżej do siebie zostawiając krótkie, pełne miłości pocałunki na jego czole i włosach. 

Terrance doszedł powoli zwalniając. W końcu z niego wyszedł, skradł krótki czuły pocałunek, zsunął gumkę z przyrodzenia, rzucił ją niedaleko na podłogę, położył się obok i zaraz przyciągnął i ciasno przytulił do siebie chłopaka. Słowa były zbędne. Przynajmniej w tej chwili. Pocałował go w czoło, gładził delikatnie mięśnie. Wciąż czule. Pogładził srebrnowłosego po miękkim zaroście i zaraz znów niesamowicie czule go całował. Nie mógł się nim nacieszyć. Nie mógł.

To było naprawdę niesamowite. Niewyczerpana miłość i chęć jej okazywania miała nad nimi kontrolę. Adam uśmiechnął się znów całując ukochane usta. Nigdy nie sądził, że będzie w stanie tak po prostu się oddać, ulec, odpuścić. W głębi serca wiedział, że takie rzeczy, dokładnie tak samo jak te wszystkie uczucia, są możliwe tylko z nim i tylko dla niego. Z Terrancem. Dla Terrance'a. Przytulił się do niego, do jego spoconej, pięknie pachnącej klatki piersiowej bardzo delikatnie muskając ustami jego skórę w kilku miejscach. Jego lewa dłoń znalazła dłoń tancerza. Splótł ich palce razem czując spokój, szczęście i wszystko co pozytywne na raz. Znalazł swoje miejsce.

Terrance uśmiechnął się pod nosem. Obejmując Lamberta automatycznie i odruchowo gładził jego ramię. Przytulił policzek do jego czoła, przytulali się ciasno. Ciepło i bezpiecznie. Był szczęśliwy. Miał po raz pierwszy poczucie, że jest jak być powinno. Czyste szaleństwo. Kolejna cegiełka. Z każdą kolejną chwilą piosenkarz stawał się droższy i ważniejszy. Coraz bardziej i bardziej zależało mu na tej pięknej piegowatej twarzy. W jego głowie pojawiło się kilka pytań. Westchnął cicho, ale błogo.

- Wiesz, że jesteś przepiękny? - szepnął cicho dbając, żeby nie spłoszyć magii momentu i nie utracić smaku tej przyjemnej, przesyconej uczuciami ciszy.

Tonął w cieple Spencera chcąc go coraz więcej. Na jego słowa uśmiechnął się z zakłopotaniem i delikatnie przygryzł dolną wargę.
- Skąd miałem to wiedzieć? - pogładził jego policzek czułym gestem odpowiadając takim samym cichym szeptem. - Powiedziałeś mi to pierwszy raz w życiu.
Pocałował go. Kolejny raz, powoli, z lubością delektując się najwspanialszym smakiem świata. Po chwili oderwał się od jego ust i torując sobie drogę drobnymi pocałunkami dotarł do ucha.
Cicho wyszeptał wprost w nie z uśmiechem:
- A ty wiesz, że jesteś idealny?

Spencer uśmiechnął się ciepło do Adama i musnął jego wargi.
- Jesteś najpiękniejszą osobą na ziemi. Właśnie taki jaki jesteś. Nagi, bez makijażu.. -szeptał. - Teraz mogę podziwiać te wszystkie kochane piegi - uśmiechnął się ciepło i musnął opuszką dolną wargę Lamberta.
- Te tutaj to moje ulubione... ym.. jedne z ulubionych - zaśmiał się cicho, prawie szeptem. Uśmiechnął się przez pocałunek, kiedy chłopak znów obdarował go czułością. Pogładził srebrnowłosego po karku.
- Tak myślisz? - wciąż szeptał.

- Akurat te? Hm, ciekawe dlaczego - roześmiał się cicho opierając swoje czoło o czoło tancerza.
- Tak właśnie myślę - odpowiedział cicho, z przekąsem, uśmiech nie schodził mu z ust ani na chwilę.
- Jesteś osobą, z którą mogę nawet siedzieć na tej kanapie i oglądać płaczliwe seriale. Chociaż ich nienawidzę - zaśmiał się cichutko, delikatnie przygryzając płatek jego ucha. Było dobrze, wspaniale. Przez chwilę wtulał twarz w ramię Terrance'a, ciesząc się jego bliskością.
Po chwili zachichotał i uniósł głowę.
- Żenujące, mało nie zasnąłem.

Terrance uśmiechnął się pod nosem i delikatnie krótko pocałował Adama.
- Jutro możemy pooglądać głupie seriale. - szepnął, zaraz okrył siebie i jego pościelą, ciepło tuląc Lamberta do serca.
- Śpij, śpij - uśmiechnął się i delikatnie bawił się srebrnymi włosami.


***

Adam otworzył oczy. Był ranek. Słońce leniwie wlewało się do mieszkania przez niezasłonięte rolety. Pierwszym co zobaczył był głęboko śpiący Terrance. Miał rozchylone usta i lekko pochrapywał. Lambert poczuł, jak w jego sercu każde poszczególne uczucie budzi się na nowo. Uśmiechnął się. Nie chciał, żeby ten czas kiedykolwiek dobiegł końca. Bardzo delikatnie, żeby nie obudzić, pocałował Spencera w policzek po czym ostrożnie wstał sycząc cicho. Pozbierał rzeczy z podłogi i udał się do łazienki, gdzie wziął długi gorący prysznic nie myśląc zupełnie o niczym. Czuł szczęście. Przepełniało go całego dając chęć do życia i możliwość wyspania się. Po prysznicu ogarnął się i poszedł na dół. Kiedy Terrance się obudzi, to on już będzie na niego czekał. Ze śniadaniem.

Dźwięk wody w łazience rozproszył nieco sen Terrance'a i chwilę później się przebudził. Podniósł się zaspany, przetarł twarz dłońmi, ziewnął cicho, przeciągnął się i rozejrzał po pokoju. Gdzie był Adam? Poczuł delikatnie ukłucie w klatce piersiowej. Zmartwił się. Gdzie był Adam? Coś się stało? Powoli się podniósł i zawołał:
- Boo? - kierując się głównie w stronę dolnej części mieszkania. 
*
Darwin spakowany siedział już w samochodzie i jechał w stronę LA słuchając głośno muzyki. Przy pierwszym zjeździe od razu zadzwonił do Holly.
- Dzień dobry. Jestem w drodze - uśmiechnął się ciepło, słysząc głos dziewczyny, kiedy odebrała telefon.

Adam
wesoło zabrał się za smażenie jajek i bekonu. Czuł się bardzo dobrze, lekko i swobodnie. Zaczął parzyć kawę. Włączył cicho radio i radosnym głosem podśpiewywał każdą kolejną piosenkę. Usłyszał kroki na schodach, wiec wyszedł z kuchni. Na widok miny Terrance'a na wpół się zdziwił a na wpół roześmiał.
- Coś się stało? Czemu jesteś taki przerażony?
*
Holly właśnie siedziała w łazience przygotowując sobie wodę na kąpiel, kiedy zadzwonił telefon. Darwin. Odebrała czując ciepło w sercu.
- Halo?  - rzuciła pogodnie, a na jej usta wypłynął uśmiech.
- Miło to słyszeć. Ja właśnie wstałam, wykąpie się i pójdę szykować obiad. Bo trochę mi to zajmie. Masz się meldować, pamiętaj.

Terrance westchnął ciężko i uśmiechnął się szeroko.
- Zmartwiłem się, że coś się stało i uciekłeś... - roześmiał się cicho, ale szczerze. Stal na schodach bezwstydnie nagi.
- Pójdę wziąć prysznic i wracam - puścił w stronę Lamberta oczko, poszedł wziąć szybki prysznic, umył zęby, a potem nie pytając ukradł mu parę bokserek, bo przecież nie będzie ubierał tych nieświeżych i wrócił na dół zachodząc Adama od tyłu. Przytulił się do jego pleców i pocałował w kark.
- Robisz nam śniadanie? - uśmiechnął się. Wszystko było tak bardzo właściwe. Tak jak trzeba. Zaczepiał i droczył się ze srebrnowłosym delikatnie kąsając jego skórę i cicho się śmiejąc.
*
Basista się roześmiał.
- Pamiętam, dlatego też dzwonię. I chętnie bym popatrzył... - mruknął zadziornie apropos jej kąpieli, ale tak zabawnie, że dziewczyna równie dobrze mogła to odebrać jako żart.

Wokalista zamruczał cicho przerywając śpiewanie, kiedy Terrance go objął.
- Tak. Dlatego mam nadzieje, że jesteś głodny.
Odwrócił się do niego na chwilę i pocałował jego policzek.
- Dobrze spałeś?
Był taki szczęśliwy,  tak niesamowicie radosny. Wszystko było w jak najlepszym porządku.
*
- Może kiedyś zasłużysz - zaśmiała się do słuchawki.
- Tylko naprawdę, nie zapomnij dzwonić, bo ci chyba łeb ukręcę.

- Ja zawsze jestem głodny - zaśmiał się cicho i pokąsał delikatnie wargę Lamberta, a chwilę później czule krótko pocałował. - Ymm tak. Choć rano zrobiło mi się chłodno jak mi ktoś z łóżka uciekł -Terry nie mógł się powstrzymać. Z uśmiechem znów pocałował srebrnowłosego i delikatnie ścisnął jeden z pośladków chłopaka. Delikatnie.
*
- To nie miałoby sensu, Holly. Przeżyłbym, dojechał i byś mnie zatłukła? - zaśmiał się szczerze.

Adam zaśmiał się wciąż go całując.
- No przepraszam, że chciałem się umyć.
Z uśmiechem oddawał mu kolejne pocałunki, ale w końcu odwrócił się w stronę kuchenki.
- Poczekaj, bo dziś też nie chce spalić kuchni!
Niechętnie oderwał się od chłopaka ściągając patelnię z gazu. Nałożył dużą porcję Terrance'owi, potem sobie mniejszą i nalał im kawy.
Wyciągnął z tostera świeże, chrupiące tosty i położył to wszystko na stół.
- A teraz zapraszam na skromne śniadanko i lepiej zjedz zanim wystygnie - usiadł do stołu i poklepał miejsce obok siebie patrząc na niego zachęcająco.
*
- Tak, dokładnie tak! - tancerka zawtórowała mu śmiechem. - Ale pomysł o tym, że to ja cie zabiję, a to sama przyjemność.

Terrance uśmiechnął się ciepło.
- Jesteś kochany, wiesz? - upił łyk kawy ze swojego kubka i usiadł obok.
- Ty się wyspałeś? - siedzieli sami przy dużym stole. Dom Adama nie był już taki pusty. Wypełniała go lekka przyjemna atmosfera i zapach starannego śniadania -w końcu - dla dwojga. Terrance czuł się totalnie swobodnie.
- Ymm i ukradłem ci bokserki - wspomniał rozbawiony jedząc.
*
- Wolałbym jednak żyć - odpowiedział z przekąsem Darwin. - Dlatego za jakieś dwie godziny będę znowu w stanie zadzwonić albo napisać. Okej?

- Bycie kochanym to moja specjalność - odpowiedział muzyk śmiesznym głosem puszczając mu oczko. Wspaniały, swobodny poranek. Czuł się niesamowicie.
- Ja czuję się świetnie, dziękuję, że pytasz.
Zajął się jedzeniem co chwilę jednak zerkał na Spencera z uśmiechem. A gdyby wczoraj rano ktoś mu powiedział o tym, co będzie się działo, zapewne nie mógłby powstrzymać ironicznych odzywek.
Zaśmiał się słysząc, czego chłopak pożyczył.
- Czy te bokserki są czerwone?
*
- Oczywiście, kochany. Będę czekała - powiedziała słodkim, rozmarzonym głosem. - Wiesz, dobrze, że przyjedziesz. Tęsknię.

Spencer wciąż się uśmiechał.
- Tak, a co?Coś nie tak? - spojrzał na Adama niepewnie. - I wiesz, że nie planowałem u ciebie nocować? - zaśmiał się cicho.
- Gdybym planował dobry seks i miły poranek to przywiózłbym własne.
*
Chłopak się uśmiechnął i powstrzymywał od powiedzenia za dużo.
- Ja też, choć minął zaledwie jakiś tydzień...

Adam
roześmiał się już na całego.
- To moje gatki mm... motywacyjne. Kupiłem je kiedyś, żeby zmusić się do odchudzania. A miałem wtedy sporo problemów i jakoś nigdy mi się to nie udało.
- Terry, powiedzmy sobie szczerze: planowanie i ty trochę niezbyt idziecie w parze - stwierdził uśmiechając się z przekąsem.
- A propos planów, co robimy z tymi wakacjami?
*
- Pamiętaj, żeby zadzwonić. Pa - Holly rzuciła bardzo ciepło w słuchawkę zanim się rozłączył.

- Mówisz mi, że mam mniejszy tyłek? - spojrzał w dół na bokserki i zaśmiał się. - Nie wierzę. Choćby dlatego, że nie potrzebujesz chudnąć. Jesteś dobrze zbudowany i miałeś na sobie już wiele bardziej obcisłych rzeczy niż te bokserki, bo nie byłyby aż tak małe... - śmiał się i spojrzał znów na Adama.
- I no nie wiem. Możemy jechać, byleby w naprawdę zaciszne miejsce. Nie chciałbym jakichś szalonych zdjęć w prasie... - mruknął.
*
Darwin z uśmiechem pojechał w dalszą drogę szczęśliwy i niecierpliwy. Tęsknił strasznie za tą małą Mendą. Nie mógł się doczekać, żeby ją przytulić.

- No widzisz, a mimo mierzenia ich trzy dni temu wciąż nie byłem w stanie ich założyć. Ale ty to jesteś człowiek guma, dla ciebie wszystko jest możliwe - odparł popijając kawę.
- A może wybralibyśmy się w góry? W jakimś małym górskim miasteczku turystycznym o tej porze nie ma oblężenia, a media wolą łowić ludzi po plażach i centrach handlowych.
*
Holly wykąpała się, ubrała i zaczęła przygotowywać jedzenie. W mieszkaniu było cicho. Tancerka nie lubiła słuchać muzyki w czasie zajęć domowych. Od razu chciało jej się podrygiwać do rytmu, ale teraz wolała się skupić. Zamknęła okno, aby odgrodzić się od huku wielkiego miasta. Myślała o Darwinie i o tym, co będą robić kiedy przyjedzie. Chciała mu wysłać SMSa, ale bała się, że rozproszy jego uwagę, która powinna być skupiona na drodze.
"Nie, Holly, nie pisz" powiedziała sama do siebie.  "Obiecał, że zadzwoni."

- Góry? - zastanowił się Spencer. - W sumie czemu nie. Nie pamiętam kiedy byłem w górach jeśli mam być szczery. Niezły pomysł. Kiedy chcesz jechać? I gdzie w końcu? I bardziej się zastanawiam jakie plany mamy na dziś. 
*
Tymczasem Darwin zapomniał. Czas się topił, a on nie dotarł jeszcze do zjazdu poprzedni mijając. Zupełnie zapomniał, że miał zadzwonić. Głowa pełna myśli, głośna muzyka i zapomniał.

- W sumie to wpadło mi do głowy dziś rano. Znajdziemy jakieś fajne miejsce - zapewnił go Adam. 
- A data zależy od ciebie. Pojadę choćby jutro. Duże miasta są męczące kiedy chcesz odpocząć.
- A dziś to może gdzieś wyjdziemy, co? W okolicy jest kilka całkiem świetnych miejsc.
*
Obgryzała paznokcie słuchając wiadomości przesyłanych sobie nawzajem przez kierowców na starym odbiorniku, który kiedyś podarował jej dziadek.
Dlaczego Darwin nie dzwonił? Atakowały ją tysiące tak samo ponurych myśli. Najgłupsza z nich brzmiała, że po prostu zapomniał, ale Holly nie brała jej pod uwagę świadomie. Bo wiedziała, że gdzieś tam w środku będzie dalej sobie myśleć, że tak właśnie jest. Że zapomniał.
Wstała, przetarła oczy dłonią i wybrała numer Darwina.

- Jutro? Dobra! Piszę się na to. Tylko wrócę i się spakuję wieczorem - uśmiechnął się Terrance.

Więc Adam będzie musiał przeżyć małe rozstanie. Od kiedy tak bardzo upaja się obecnością tancerza zapewne odczuje chwilowa jego nieobecność.
- I możemy pójść się przejść. Impreza nie ma sensu jeśli jutro mielibyśmy jechać. Umieralibyśmy w samolocie . Tam będziemy mogli się napić i wtedy przespać cały lot - powiedział rozbawiony i dopił kawę.
- Dziękuję za śniadanie. Bardzo dobre. Nie wiedziałem, że tak sobie dobrze w domu kuchcisz. 
*
Darwin zauważył, że dziewczyna dzwoni, ale na środku drogi z taką prędkością wahał się czy odebrać. Przyciszył muzykę, odebrał i włączył rozmowę na tryb głośnomówiący.
- Coś się stało? - zapytał wciąż nie zauważając godziny. 

- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - uśmiechnął się wokalista zbierając talerze i pakując je do zmywarki. Niespecjalnie podobała mu się wizja rozstania z Terrancem, ale wiedział, że to tylko jedna noc. Jutro znów będą razem.
- Nie ma sprawy, spacerek jest zawsze dobrym pomysłem. Może akurat fajne miejsce wpadnie nam do głowy.
*
Na dźwięk głosu Darwina Holly odetchnęła głęboko, z jakby ulgą, ale po sekundzie to uczucie wyparło zdenerwowanie.
- Czy patrzyłeś może ostatnio na zegarek? Bo nie wiem, być może w LA siedzi jakaś Holly Hyman i się o ciebie martwi, gdyż miałeś zadzwonić po dwóch godzinach?

Terrance
uśmiechnął się.
- No dobra, ale to trzeba dość szybko ogarnąć, żeby lot zabukować i wynajem.
Przyglądał się adamowi przy wykonywaniu tych jakże prostych rzeczy i uśmiechnął się pod nosem.
- Albo możemy pójść do kina, a wieczorem na jakąś dobrą kolację... - zamyślił się szukając możliwości planów na udany dzień.
*
- Kochana, nie panikuj - uspokajał tancerkę Darwin. - Przepraszam, ale jeden zjazd przypadkowo przejechałem, zupełnie nie pomyślałem żeby zjechać, a teraz nie ma żadnego zjazdu, więc cały czas jadę. Przepraszam, że cię zmartwiłem, ale poważnie, ja nie walczę ze sztormem na morzu w małej łódce w pojedynkę. Jadę samochodem, mam prawo jazdy od wielu lat i jadę prostą, prawie pustą autostradą, słońce... - uśmiechnął się do siebie. dziewczyna naprawdę, ale to naprawdę się martwiła.

- Spokojnie, ja wszystkiego dopilnuje jak ty będziesz wracać do domu. Zadzwonię jeszcze do znajomej, która ma biuro podróży i może coś doradzi.
Skończył sprzątać i westchnął głośno.
-Wiesz, uwielbiam trasy koncertowe, ale strasznie wtedy tęsknię za normalnością. Teraz nareszcie jest normalnie. I możemy iść na spacer, a potem na obiad do jakiejś milej knajpki.
*
- Tylko mi powiedz, że nie trzymasz słuchawki przy uchu - jęknęła dziewczyna z trudem ukrywając przerażenie. - Darwin, ja naprawdę rozumiem wszystko. Nie zmienia to jednak faktu, że się denerwuje, okej?

- Okej - zgodził się tancerz. - I ja ci powiem, że przywykłem chyba to tempa życia w trasie i teraz jak nie mam planów to mnie nosi - zaśmiał się cicho i ucałował policzek Adama.
- Zaśniesz dziś sam? - zapytał.
*
- Holly, kochanie - mruknął Johnson. - Jestem dorosłym odpowiedzialnym człowiekiem i rozmawiam z tobą na głośnomówiącym, moja droga. Naprawdę, zrelaksuj się troszkę.

- Ciebie wiecznie nosi, Terry, wiecznie - muzyk objął go opierając czoło na jego ramieniu. - Będę myślał nad wyjazdem albo wezmę pigułkę nasenną. Jakoś to będzie - uśmiechnął się do Spencera i pocałował go w brodę.
- Dobrze, dobrze. Po prostu...bałam się, że stało się coś złego, gdy nie zadzwoniłeś - jęknęła tancerka.
- Gdybym to ja nie zadzwoniła, krzyczałbyś na mnie i wiesz o tym dobrze. 

Terrance delikatnie ale krótko pocałował chłopaka.
- To nie. Śpisz u mnie. Ty się pakuj, resztę załatwimy u mnie - zadecydował i skradł kolejny drobny pocałunek z piegowatych warg. 
*
Darwin się zaśmiał ciepło.
- Ale wszystko jest w porządku. Ja odebrałem jadąc tylko dlatego, że bałem się. że tobie coś się stało.

Adam spojrzał na niego i zaśmiał się.
- Wspominałem ci już, że jesteś wariatem? No dobra, niech będzie. Daj mi trochę czasu, okej? Musze ogarnąć wszystkie rzeczy.
Musnął jego szyję ustami i poszedł na górę. W garderobie wyciągnął walizkę i zaczął do niej pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Szalony. Terrance był naprawdę szalony. Uśmiechnął się. Już dawno nie przeżył czegoś tak spontanicznego jak ten wyjazd. W jego grafiku czas bywał zaplanowany do ostatniej minuty, a on sam czuł się przez to dużo starszy niż w rzeczywistości był.
Włożył do walizki kilka par spodni, koszulek, dwie bluzy. Zapakował wcześniej nieotwierana paczkę bokserek, którą niedawno kupił - dwie czerwone i dwie czarne pary. Jego ulubione kolory. Jeszcze kilka par skarpetek, kąpielówki, dwie pary butów i sweter na zimniejsze dni. Chyba wszystko. Poszedł do łazienki zapakować najpotrzebniejsze rzeczy i kosmetyki. Po drodze na dół chwycił saszetkę z portfelem, dokumentami i innymi ważnymi rzeczami oraz telefon, słuchawki, ładowarkę i czytnik ebooków. Spakował się, a w walizce wciąż było luźno. Zwykle jeździł obładowany, wiec ta odmiana szybko mu się spodobała. Zszedł na dół.
- Jestem gotowy! - zawołał pogodnie opierając walizkę pod ścianą.
*
- I bardzo się cieszę, że nic ci nie jest - Holly wydęła wargi i pociągnęła nosem.
- Ale skąd mogłam wiedzieć czy wszystko gra? Jedź dalej bezpiecznie. Zadzwonię do ciebie za kilka godzin.

Terrance był pod wyraźnym wrażeniem. Adam? Już? Spakowany w tak krótkim czasie?
- I na pewno wszystko masz?
Zebrał się do końca i był gotowy do wyjścia.
- To wiesz co, zawieziemy to już do mnie, ja się też spakuje i reszta dnia i nocy dla nas na organizację, co? Chodź do samochodu - klepnął go lekko w pośladek kiedy zabierał mu walizkę i poszedł ją wpakować do bagażnika.
*
Darwin uśmiechnął się
- Jeszcze raz cię przepraszam, słońce. Poważnie. I jasne. I ty tam niczego nie przypal.


- Skarbie, przecież to nie tournee dookoła świata - zaśmiał się Adam. Zamknął mieszkanie i usiadł z przodu, trochę koślawo. Czuł ciepło w sercu na samą myśl o tym, że Terrance postanowił go leczyć z okropnej bezsenności. Złapał się na tym, że ostatnio tylko przy chłopaku zasypiał spokojnie. Gdy był sam, przesypiał co najwyżej 3 godziny, po których czuł się jeszcze gorzej niż przed snem. Założył okulary przeciwsłoneczne mając wrażenie, że to będą najlepsze wakacje w jego życiu.

*
- Już dobrze, nie tłumacz się - powiedziała tancerka ugodowo i bardzo ciepło.  - Wracam do gotowania, a ty uważaj na siebie, dobrze?

Spencer usiadł za kierownicą.
- Niby tak. Ale nie pierwszy raz gdzieś jedziemy ot tak. Zazwyczaj bierzesz wszystko. Bo ponoć lubisz mieć opcje. Chyba że... planujesz wciągnąć mnie w swój wir zakupów.
Zapiął swoje pasy i zerknął na Adama.
- Pasy, kochanie.
*
- Dobrze, będę uważał. Prowadzę ostrożnie i skupiam się na drodze - uśmiechnął się basista. 

- Zapomnij, co najwyżej kupimy parę pamiątek. Chcę być normalnym turystą na tej wycieczce -muzyk wyszczerzył się i zapiał pasy. Mimowolnie zarumienił się na dźwięk słowa "kochanie".
- Od bycia divą też trzeba odpocząć.
*
- Trzymam cię za słowo i wracam do gotowania, pa - Holly pożegnała się ciepło i z kamieniem spadającym jej z serca z powrotem skupiła się na potrawach. 

- Mhm. I tak to z ciebie wyjdzie po maksymalnie dwóch dniach - zaśmiał się Terrance drocząc się ze srebrnowłosym.
Chwilę później skradł z jego warg czuły delikatny pocałunek i ruszył do domu. Kiedy dotarli, zasada ta sama. Rób na co masz ochotę. A sam zaczął się pakować. Nie tak szybko jak Lambert, ale równie sprawnie.
- Oferty i loty sprawdzimy zaraz czy wieczorem? - zagadnął pakując bokserki.  

Właśnie rozsiadł się wygodnie na łóżku Terrance'a i wziął jego laptop.
- Ty się pakuj, a ja będę sprawdzać.
Niestety, komputer był zablokowany.
- Terry, jakie masz hasło? "Boo jest moją nikotyną"? - zaśmiał się głośno. 

Tancerz się zaśmiał.
- Bardzo zabawne...  "master of both" - uśmiechnął się zdradzając swoje hasło i kończąc się pakować.

Wpisał hasło rycząc ze śmiechu.
- Za daleko nie odleciałeś od mojej propozycji. Dobra - mruknął, gdy komputer się zalogował. - Celujemy w Europę?  

Terrance skarcił Adama i zaserwował mu kuksańca w bok.
- Nie śmiej się że mnie. I niech będzie Europa. Ciepło będzie.

Wpisał szybko hasło do wyszukiwarki i zaczął czytać. Nagle prawie podskoczył.
- Co powiesz na Hallstatt? Austria była dość cicho na koncercie, wiec może nas tam nie zahukają.  Są góry, jezioro, zabytkowe miasteczko.
Chcesz zobaczyć zdjęcia?
Tancerz zamknął walizkę i usiadł obok Lamberta.
- Ładnie. Planujemy chodzenie po górach? - Spencer się ucieszył i ożywił. - Ej, no bardzo ładnie. Tak teraz też pomyślałem, że fajnie byłoby cały zespół zabrać na wycieczkę. Chyba, że wolisz być sam na sam? Mnie to wszystko jedno...

Piosenkarz poczuł lekkie ukłucie w okolicach żołądka, ale nie powiedział na ten temat ani słowa. Zamiast tego potwierdził propozycję skinieniem głowy.
- No pewnie, możemy do nich podzwonić, może akurat nie mają innych planów. Jedyne co wiem to to, że Brook pojechał do Japonii, więc możemy go wykreślić. A po górach, mam nadzieję, że uda nam się pochodzić. Czyli wygrałeś: trzeba będzie iść do sklepu po odpowiednie buty.

- O, no to można. Zrobimy jakąś miłą imprezę. I może będę mógł się zemścić i swatać Holly z Darwinem - zaśmiał się cicho i oparł policzek o ramię Adama. - Tyle, że w sumie wątpię, żeby wszyscy się na jutro spakowali...
Dotarło do niego jak bardzo to jest niemożliwe i zaśmiał się z własnej głupoty.
- A szkoda troszkę. To co? Austria? Wygooglaj jakieś domki... - gładził delikatnie Adama po udzie.
Odruchowo.

Lambert podał tancerzowi swoją komórkę.
- Masz telefon i dzwoń. Może jest więcej świrów jak my na Brokatowej Planecie - zaśmiał się szukając miejsca na nocleg. Oparł głowę o głowę Terrance'a kolejny raz czując niesamowitą błogość.

Spencer się zaśmiał.
- A hasło...?

Adam wyrwał mu z ręki telefon i odszukał numer Holly.

- Dzwoń do tej wariatki.

Dziewczyna pewnie liczyła na telefon od Darwina, ale cóż, nie tym razem. Terrance musiał przestać głaskać udo chłopaka. Ręka była zajęta trzymaniem telefonu, drugą się podpierał i oglądał domki, które Adam pokazywał na laptopie.
- Może ten? Ładny, drewniany, klimatyczny.

Holly właśnie dolewała megaostrego sosu krewetkowego do duszącego się mięsa, kiedy zadzwonił telefon. Rzuciła okiem na zegarek, ale było za wcześnie, żeby dzwonił Darwin. Z truchlejącym sercem podbiegła do telefonu. Na ekranie wyświetlało się zdjęcie i numer Adama. Pełna sprzecznych uczuć, odebrała.

- Halo? Adam?
*
- Ten? - Lambert zaśmiał się. - Jest na dziesięć osób. Na co nam taki wielki. Popatrz, tu jest identyczny, a o wiele mniejszy. 

- Oo, okej. ten jest fajny - zgodził się tancerz. - Może być. Zaciszny i bardzo....  Hej, Holly! Mendo! Słuchaj, akcja jest. Planujemy z Adamem wypad w góry. Może chętna dołączyć? Dzwonię po kolei, zaraz też do Petera i Darwina. Jakieś takie wspólne imprezy i tak dalej... co ty na to? - pytając zaczepiał i rozpraszał delikatnie Adama kąsając go po szyi z uśmiechem.
*
Darwin natomiast dotarł właśnie na jakiś zjazd i zdziwił się, że numer dziewczyny jest zajęty.

Lambert delikatnie, dla zabawy, odepchnął kilka razy tancerza od siebie starając się nie wydać żadnego dźwięku, kiedy ten go gryzł, w efekcie czego zakrył usta rękami i krztusił się ze śmiechu. Klikając "zarezerwuj", lewą ręką trzymał Terrance'a na dystans łaskocząc go.
*
Holly zrobiła zdziwioną minę.
- Ouu, Terrance, nono, szybko widzę pędzicie do przodu. Wiesz co, ja czekam na Darwina, właśnie do mnie jedzie, więc jak przyjedzie możemy przedyskutować. A dokąd się wybieracie i kiedy?

Terrance nie dał rady zdusić śmiechu i zachichotał cicho, delikatnie uderzył Adama w dłoń i przetoczył się na drugą krawędź łóżka.
- O czym mówisz? Wolne mamy, to ja chce jakieś spokojne miejsce, może jezioro niedaleko, żeby się kąpać w środku nocy i mieć wszystko w nosie. W LA jak chcesz to są wszędzie ludzie, a jak jesteś pechowcem to i sztab mediów od razu - zaśmiał się.
- Chcę wakacje! I jedziesz albo nie. Austria. Góry. Jutro. Wiem, chore. Ale co tam. Jutro.  

- AUSTRIA? JUTRO? Ile wy macie lat? - tancerka była w szoku. Wiedziała, że ani jeden z nich nie jest zbyt poważny, ale sądziła, że mają choć trochę zdrowego rozsądku.
- Chłopaki, ja wam nic nie powiem w tej chwili. Darwin do mnie jedzie samochodem, pewnie jest w połowie trasy. Będzie pod wieczór, to spróbuję z nim pogadać, ale nie liczcie na cud - Holly tak jakby trochę chciała im dać do zrozumienia, że woli pobyć z basistą sam-na-sam.


- Piętnaście - Spencer zaśmiał się wesoło.
- Ouu randka? Ginekologa już odwiedziłaś? poodkurzałaś krocze z pajęczyn? Odrobaczyłaś? - dogryzał jej jak zawsze, był w bardzo pogodnym nastroju. Leżał sobie wygodnie na brzuchu i żartował w najlepsze.
- Może jeszcze robisz mu kolację? 
Uznając to za najlepszy moment na zemstę, Adam wziął zamach i uderzył Terrance'a w tyłek. Nie za mocno, ale też nie za lekko po czym wybuchnął śmiechem.
*
Holly odczekała aż śmiechy ucichną.
- Ty się tak nie interesuj już, lepiej sam się bój o siebie albo o Adama, żeby wam jelita nie powypadały - rzuciła zgryźliwie. - Bez kitu, czuję się jakbym rozmawiała z człowiekiem, który stoi przy otwartych drzwiach szkoły podstawowej. A co cię obchodzi czy ja robię kolację czy nie? 

Tancerz śmiał się.
- Adam, zajmij się rezerwacją a nie... - i połaskotał Adama po żebrach.
Ryknął śmiechem na tekst o jelitach.
- Powiem ci, że udało ci się to, mocne - wciąż się śmiał.
- A pytam, bo jeśli robisz, to będę z góry wiedział, że już nie mam co swatać. Kwestia czasu a rozłożysz nogi - znów jej dogryzł. - A tak bardzo teraz ja chciałem się tobie wcisnąć w życie prywatne i pociskać sugestiami... hahaha - dorzucił rozbawiony.

Piosenkarz chwycił rękę Terrance'a i delikatnie ugryzł, po czym zaczął ją powoli wykręcać z szatańskim uśmiechem.
*
- Jesteś taki bezpośredni, że aż mi miękną kolana, Słońce. Daj mi chwilę, bataty mi kipią - Holly odłożyła telefon i szybko ogarnęła sytuację w kuchni. Podniosła go z powrotem zauważając, że basista próbuje się z nią połączyć.
- Słuchaj, Terrance, Darwin chyba znalazł zjazd, bo się dobija, kończę, pa - rozłączyła się i odebrała kolejną rozmowę.
- Hej Darwin, wszystko gra? Gdzie jesteś?


Terrance uniósł ton.
- Au au auuuu... Ej, co ty robisz? - zaśmiał się cicho i wyrwał rękę z uścisku muzyka. - Skończę rozmowę i ci krzywdę zrobię - zagroził rozbawiony.
Zaśmiał się, kiedy dziewczyna się rozłączyła.
- Rozłączyła się ze mną w sekundę jak zobaczyła, że Darwin dzwoni...
Chwilę później siedział na Lambercie okrakiem i delikatnie popchnął go w poduszki, złapał za nadgarstki i przygwoździł go do łóżka.
- I co ja teraz z tobą zrobię, co? Hmm? - mruknął z dominacją w głosie.
*
Johnson odebrał.
- No, w końcu... Z kim mnie zdradzasz, z mamą? - śmiał się. - Jestem godzinę drogi od ciebie i żyję. I to trochę głupie, że się melduję jak rodzicom, wiesz?


- No widzisz Terry, oj kiedy to się stało, że Darwin stał się ważniejszy niż ty? - odpowiedział złośliwie Adam imitując prawie spłakany głos, po czym wybuchnął śmiechem. Śmiał się, kiedy Spencer przygwoździł go do łóżka.
- Możesz mi zrobić masaż stóp tak w ogóle - odpowiedział swobodnym, wyluzowanym tonem. W jego oczach szalały wesołe ogniki.
*
Holly zaśmiała się.
- Żadne zdradzam, Terrance dzwonił. Wymyślili z Adamem, że jutro jadą do Austrii i chcieli nas wyciągnąć ze sobą. Ooooo, jak super, że nie zostawiasz mnie całej w nerwach. Obiadek się szykuje, a ja czekam na ciebie.

- Ja już cię wymasowałem za wszystkie czasy, gnojku - tancerz śmiał się wesoło. Adam rozbawił go tą swoją bezczelną propozycją.
Zdzielił go lekko w klatkę piersiową i wyprostował się po prostu na nim siedząc.
- Już ci wymasowałem kark, tyłek i kolegę - wymienił i lekko, ale celowo się o niego otarł. Niby zły i obrażony, ale uśmiechając się pod nosem.
*
- Jutro do Austrii? - nie chciał wierzyć Darwin. - I dzisiaj nas chcą wyciągnąć? Że jutro-jutro?

- Pytałeś się co masz zrobić, więc rzuciłem propozycje. Złość piękności szkodzi, weź się nie denerwuj. - zaśmiał się znów pieszcząc palcami jego policzek. - A teraz wybacz mi, ale muszę skończyć rezerwację.
Podniósł się i zwalił z siebie Terrance'a łaskocząc go przy tym. Położył się na brzuchu wracając do laptopa.
- Mój faworyt to 7 dni, a twój?
*
- Tak, dokładnie - odparła Holly. - Też nie chciało mi się wierzyć, ale w ogóle oni są jak małe dzieci. Nawet nie wiesz jak piszczeli ze śmiechu, kiedy odebrałam. Musieli się nieźle bawić.

- Już powoli z tobą nie mogę - zaśmiał się cicho, w jego postawie dało się wyczuć odrobinę powagi. - Obrażę się kiedyś. I więcej. 10 dni albo 12. bo lot nam dużo zajmie - usiadł sobie i oparł się o poduszki. Zaczął przeglądać rzeczy na telefonie.
*
- Trzeźwi?  - mruknął kupując kawę na stacji benzynowej i płacąc za paliwo.

- No dobra, niech będzie 12 - wystukał co trzeba i sfinalizował transakcję. - Mamy lot...o 7:12 jutro rano, pasuje?
*
- Terrance brzmiał całkiem trzeźwo...Chyba, że coś jarali.

- Trzeba być 2-3 godziny przed wylotem. Nie wstaniemy. Coś później... koło 12?
*
- Amsterdam już dawno za nimi. To widocznie płyną nieźle z prądem jeśli chodzi o relacje - mówił basista wracając do samochodu - I co, chcesz jechać?

Lambert przeszukał szybko wzrokiem listę odlotów.
- Hmmm.... 11:55? Później jest dopiero po trzeciej po południu.
Czuł ekscytację na myśl o tym, że poleci gdzieś w innych sprawach niż praca. Od czasu do czasu każdy potrzebował wakacji.
*
- A ty? - dziewczynie wydawało się trochę dziwne, że Darwin o to zapytał. - Bo wiesz, ja bym pojechała, ale nie tak z marszu. Ja nic nie mam przygotowane.

- Może być - mruknął Spencer skupiając się na telefonie. Zainteresowało go coś. Zaczytał się.
- Adam? Czy te bokserki... Czy kolory mają dla ciebie znaczenie? - pytał dalej czytając i zapominając, że miał zadzwonić jeszcze do Petera.
*
- Ja też nie - odparł szczerze Darwin. - I nie wierzę, że oni mają. Ale w sumie czemu nie. Jeśli się wszyscy wyrobimy, to dopiszę to sobie do CV - zaśmiał się.
- Mogłoby być fajnie jechać gdzieś z zespołem w celu innym niż praca... Ale no nie wiem...  

Już prawie potwierdzał rezerwację lotu, ale odwrócił się do Terrance'a. Zmarszczył brwi.
- Bokserki...które bokserki?
*
Zaśmiała się, choć sam pomysł wcale nie wydawał się jej fajny. Chciała sobie odpocząć. Kochała zespół i swoją pracę, ale chciała choć przez chwilę pobyć sam na sam z Darwinem.
- Nie będziemy w komplecie - przypomniała mu. - Brook planuje zostać w Osace jeszcze miesiąc.

- Te czerwone, ale i tak ogólnie... kolory mają znaczenie? - spojrzał na Adama zagadkowo.
*
- No to nie wiem. Możemy jechać, możemy nie jechać. Dupy mi pomysł nie urywa, więc w sumie to nie wiem. Fajnie, ale fajnie też zostać i odetchnąć. Oni tam wyżsi rangą to szukają dziury do zaszycia się. Mnie na ulicy nikt nie zaczepia. To mogę odpoczywać i tutaj - zaśmiał się.
- Chyba, że ty chcesz jechać i się pokłócić z naszym Terrym - droczył się.

Zmrużył oczy.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale wybieram kolory, które lubię. A powiedz o co chodzi?
Był bardzo ciekaw, co też Terrance wyczytał.
*
- Wiesz, tak szczerze to pojechałabym gdzieś, ale nie tak na ostatnią chwilę. Za to mnie zaczepia coraz więcej osób, haha - droczyła się. - Może zaplanujemy inną wycieczkę w późniejszym terminie?

- Ekhem, no bo... - niepewnie zaczął tancerz. - Zgubiłem się w odmętach internetu i mówią mi, że to jakiś gej kod oparty na kolorach. Kolor mówi o preferencjach. I lista jest długa.
*
- Możemy. Może gdzieś bliżej? Te głupki stracą dwa dni na podróży. I gratuluję, masz mniej prywatności i życia niż ja, haha! - zaśmiał się basista.

Poderwał się lekko patrząc na niego z zainteresowaniem.
- Patrz, tyle gejowskich imprez i nawet o tym nie wiedziałem. A co moje czerwone mówią o mnie?
*
- Nie ma sprawy. Przyjeżdżaj szybko, to wszystko uzgodnimy - ucieszyła się Holly.

Terrance zdusił śmiech i zmusił się do zrobienia poważnej miny spoglądając na Adama.
- Że jesteś fanem fistingu, kochanie - na jego twarz wpełzł uśmiech.
Był niesamowicie rozbawiony.
*
- Jasne. kończę i widzimy się za godzinę.
Basista rozłączył się, dopił kawę i pojechał dalej.

Lambert zachichotał i z zażenowania ukrył twarz w dłoniach.
- No nie, serio? Kto wymyślił coś takiego… Ja nie zrezygnuję z czerwonych gaci, ale... - wybuchnął głośnym śmiechem.
- Najwyżej będę w nich chodzić w domu. Mam jeszcze czarne. Miejmy nadzieję, że są neutralne.
Spojrzał na Terrance'a z uśmiechem.
- A ty jaki kolorek najczęściej nosisz?  

Terrance się roześmiał.
- Niee, czarne to fani bdsm - parsknął śmiechem - żaden kolor nie jest bezpieczny. A ja nie wiem, różnie, ale najwięcej chyba jednak czarnych i białych - wzruszył ramionami.
- Ale no ciekawe, ciekawe. Jakbym był takim klubowiczem i tam łowił, to cóż, to wiele ułatwia - zaśmiał się cicho przeglądając dalej.
- I poważnie żaden kolor nie jest bezpieczny. Nie wiem nawet co to za kolor "koralowy" ale też ma znaczenie - zaśmiał się. - Nie jestem gay enough, żeby wiedzieć, jak ten kolor wygląda.

Muzyk bezdźwięcznie wymówił słowo KORALOWY i zamyślił się, po czym spojrzał na Terrance'a.
- Ja nawet nie wiem czy to mi się z jakimkolwiek kolorem kojarzy. W sumie fajna sprawa, ale z drugiej strony jak się o tym nie wie i idzie w takie miejsce, to można krzywdę sobie zrobić. No żeby bokserki tyle o człowieku mówiły - zaśmiał się z niedowierzaniem.
- Niewiarygodne. W ogóle, co planujemy na resztę dnia?

- Koralowy... emm.. o mój boże - zachłysnął się śmiechem. - Fani ssania palców u stóp - nie był w stanie odpowiedzieć już na kolejne pytanie Adama, bo głośno zanosił się śmiechem do utraty tchu.
- Oh boże, przepraszam...

- SSANIA PALCÓW? - zawtórował śmiechem tancerzowi nie mogąc zrozumieć po co komuś sygnalizować takie rzeczy przez bieliznę.
- Ale że...oni tak...na poważnie... - dało się słyszeć pomiędzy atakami śmiechu. W końcu się uspokoił na tyle, że był w stanie oddychać. Odchrząknął parę razy i z głupią miną spojrzał na Terrance'a.
- No przestań. To było zajebiście...dziwne - zakaszlał. - Hmmm...no to...skoro jesteś już spakowany i w ogóle, to może wyjdziemy gdzieś?

- Nie no, skoro to istnieje to musi być grupa, która to lubi - zaśmiał się. - Boże, brzuch mnie boli od śmiechu. Owszem, wypadałoby coś zjeść. Lasagne bym zjadł... albo sushi.
Przetarł jeszcze oczy, bo prawie się popłakał ze śmiechu przez te palce.
- Okej, zbierajmy się - wsunął telefon do kieszeni, zamknął laptopa i zaczął zbierać się do wyjścia.
- Jedziemy czy się przejdziemy? - rzucił pytanie myśląc czy brać kluczyki do samochodu.

- Nie no ja rozumiem, że są ludzie lubiący to i w ogóle, no ale w porównaniu z takim fistingiem to aż śmiesznie brzmi - zaśmiał się jeszcze raz, po czym wstał z łóżka.
- Niespecjalnie kojarzę okolicę, ale jak znasz gdzieś niedaleko fajne miejsce, to chętnie rozprostuję nogi.

- To prawda. Tam ludzie jakieś ciężkie działa wyciągali a tu tak... - znów się zaśmiał. - No ręce mi opadły.
- Znam spokojną knajpę z sushi. Człowiek z Japonii sobie tam nad tym czuwa, więc wszystko jest super starannie zrobione, jak japońska tradycja każe i dyktuje - uśmiechnął się, wsunął portfel do tylnej kieszeni spodni i był gotowy do wyjścia.
- Chodź tu... bo będziemy mieli przerwę w czułościach... - zaśmiał się cicho, przyciągnął Lamberta za koszulkę i czule krótko pocałował. I poszli jeść. Zaciszne miejsce, ale tancerz i tak miał wrażenie, że jest obserwowany.
*
Darwin po drodze kupił dobre wino i piękną pełną różę. Stał teraz pod drzwiami dziewczyny i zapukał. Denerwował się nieco.

1 komentarz:

  1. Wohohoooo! Obie wiecie, ze wyczekiwałam wypadku, ale całe SZCZESCIE obeszło sie bez XD. Nienawidzę Was za to, ze trzymacie mnie tyle w niepewności, grrr. Ale jednocześnie kocham, meh, jestem typową babą :') Co do akcji, fajnie, fajnie i jak zwykle-CHCE WIECEJ. Duzo wiecej XD. Europa, super. Moze zahaczą o Polskę?:') W sumie lepiej nie, bo bedą rozchwytywani przez fanow. Awww!!!! CHCE WIECEJ NO. swoją droga, ciekawy wybor miejsca wakacji. malownicze tereny mrr... Teraz pozostaje mi tylko czytać poprzednie rozdziały i snuć speklatulacje, co moze byc w nowych. Mehhh. No i czekac ....

    OdpowiedzUsuń