8/05/2016

4. Kaczka w pomarańczach

Terrance spędzał czas z rodziną, ale w głowie cały czas siedział mu Adam. Tęsknił. Martwił się. Zastanawiał się, czy u niego wszystko w porządku. Miał ochotę go ciepło do siebie przytulić. To pocieszne słoneczko. Jego słoneczko. Nikomu wciąż nic nie mówił o niczym. Wszystko siedziało w jego głowie. Żałował, bo chciałby z kimś o tym porozmawiać. Ale Holly była plotkarą, a z resztą nie był aż tak blisko. Chciał też chronić prywatność Adama, więc tak sobie wegetował myśląc.

***

Minął tydzień. Tancerz nie pofatygował się nawet, by napisać do Adama. Po prostu stanął pod jego drzwiami i zapukał. Miał ciężki oddech i czuł, że serce wyrwie mu się z klatki piersiowej, kiedy Lambert już otworzy. Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł wejść i mocno pocałować srebrnowłosego, ciasno go przytulając. Stęsknił się jak cholera.

Adam prawie codziennie dostawał zaproszenie na jakiegoś grilla u starych znajomych. Podchodził do tego z rezerwą bojąc się, że przytyje. Przecież jak już pójdzie na taką imprezę to nie może sobie odpuścić tych wszystkich pyszności! Przyjmował więc zaproszenia, śmiał się i bawił, a nocą oglądał na laptopie wszystkie swoje pozapisywane filmiki, na których był z Terrancem. Brakowało mu go. Bardzo. Czuł pustkę w sercu i dziwny rodzaj głodu, którego nie mógł nasycić. Oczywiście jego bystra matka już drugiego dnia zauważyła, że coś jest nie tak. Oczywiście przyszła do niego, gryzionego tęsknotą, i zaczęła swój monolog na temat związków na odległość. Lambert zawsze miał bardzo dobry kontakt z matką, więc i tym razem powiedział jej wszystko wiedząc, że Leila zatrzyma to w tajemnicy. Znała Terrance’a. Przez te lata przecież często u nich bywał. Dlatego odetchnęła z ulgą na myśl o tym, że nikt obcy i potencjalnie niebezpieczny nie zawrócił jej synowi w głowie. Po rozmowie z matką Adam poczuł się dużo lepiej, ale wciąż było mu ciężko zasnąć.
Tego dnia muzyk wrócił wreszcie do swojego mieszkania. Rozpakował się i przystąpił do zastanawiania się, czy powinien przeszkadzać Terrance'owi pisząc do niego. Przez cały ten czas chłopak się nie odzywał. Adam zastanawiał się, czy to czasem nie jakieś przedłużenie samolotowej katorgi. Westchnął ciężko odkładając telefon. Najpierw weźmie prysznic. Potem pomyśli.
Właśnie kończył szorować zęby, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Pewnie znów listonosz albo jakiś kurier. Szybko wypłukał zęby i wytarł usta zastanawiając się w tej samej chwili, czy nie ma gdzieś jeszcze tabletek nasennych. Nie sypiał prawie w ogóle.
W samym tylko ręczniku na biodrach, z wciąż jeszcze wilgotną skórą i mokrymi włosami, podszedł do drzwi i otworzył je.

Terrance nie czekał na zaproszenie, uśmiechnął się szeroko.
- Wpadłem cię zobaczyć - wyminął framugę, wszedł, zatrzasnął za sobą drzwi popychając je stopą, objął Adama za kark, przyciągnął do siebie i mocno pocałował. Z utęsknieniem. Adam mógł poczuć, że Terrance tęsknił. I to nie tylko trochę. Przylgnął do Lamberta, objął go i ciasno do siebie przytulił. Po chwili jedna z dłoni gładziła policzek i miękki zarost srebrnowłosego.
*
Darwin non stop utrzymywał kontakt z Holly. Właśnie do niej dzwonił.
- Kochana, nie łap mnie za słówka. I myślałem, żeby cię jutro czy pojutrze odwiedzić. Mam akurat trochę wolnego - uśmiechnął się.


Czuł się tak, jakby odzyskał wzrok po miesiącach ślepoty.
- Nie dzwoniłeś - upomniał go Adam zanim utonął w jego ustach. Całował go łapczywie i pożądliwie, jakby dopiero teraz zaczął znów oddychać, czuć, żyć. Jakby obudził się z długiego, zimowego snu. Dłonie wokalisty powędrowały na szyję i ramiona Spencera przesuwając się po nich z uwielbieniem. W końcu oderwali swoje usta od siebie. Lambert wtulił twarz w zgięcie szyi tancerza i odetchnął z ulgą. Pełny, kompletny, idealny. Tak się czuł wdychając zapach Terrance'a. Pogładził go czule po karku prawą dłonią.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, co ja tu przeżywałem - zaśmiał się radośnie, kiedy wreszcie odsunął się odrobinę od niego i spojrzał mu w oczy. Piękne, głębokie, karmelowe oczy.
- Wszyscy postawili sobie za cel utuczenie mnie. A jak u ciebie? W domu wszystko w porządku?
*
- Możesz wpadać kiedy chcesz - roześmiała się Holly. Właśnie biegała po parku rozmawiając z Darwinem przez słuchawki. Stęskniła się za tonem jego głosu. Rozmawiali często, fakt, ale głównie przez maile i smsy. Usłyszenie go było miłą odmianą.
- Przyjadę po ciebie na lotnisko, Złośniku, tylko powiedz, kiedy.


Tancerz zaśmiał się cicho, przyciągnął Adama bliżej za ręcznik, ale tylko przyciągnął - ucieszony, że przywitali się jak para, ale nie jak para zwierząt i kolejny raz mocno go pocałował, ale krócej. Uśmiechał się promiennie.
- Nie dzwoniłem, bo myślałem. Układałem sobie wszystko. I odpoczywałem od ciebie - powiedział z przekąsem skradając kolejnego buziaka. - I popatrz, postawili sobie cel i im się nie udało tak czy siak. Dalej wyglądasz dobrze. A w domu dobrze. Jak nigdy. Mama się ucieszyła że w końcu wróciłem. Dużo też ćwiczyłem, tańczyłem. Miałem co robić - uśmiechnął się.
- Dalej się rozwijam. Ale wierz mi, że też cholernie tęskniłem. Kusiło mnie, żeby napisać i przyjechać wcześniej choćby na pół godziny - zaśmiał się cicho. - I ty sam też nic nie pisałeś. Martwiłem się trochę, że może coś nie tak. Zazwyczaj jesteś gadułą... Znaczy przed "Ghost Town" byłeś - dogryzał mu radośnie.
*
- Ooh, jak romantycznie. Będziesz na mnie czekać z kwiatami? ... Pogrzebowymi? Czy z tabliczką „czekam na idiotę”? - zaśmiał się głośno drocząc się z tancerką. - I co ty taka zmachana. Znowu biegasz? - uśmiech nie schodził mu z twarzy kiedy z nią rozmawiał.

- A ja nie dzwoniłem, bo nie chciałem, żebyś mi znowu wyjechał z naruszaniem przestrzeni. Jesteś taki wybuchowy, czasami nie wiem jakiej reakcji się spodziewać - pogłaskał go pieszczotliwie po policzku.
- Broniłem się jak mogłem przed ich niecnymi zamiarami! A nie było łatwo - zaśmiał się. - Bardzo się cieszę, że wszystko gra.
Przytulił go do siebie kolejny raz.
- Pewnie tłukłeś się tu w niezłym korku. Chcesz coś do picia? A w ogóle - spojrzał na swoje biodra przepasane ręcznikiem. - Ja się ubiorę, a ty się rozgość w kuchni. Bierz co chcesz.
*
- Z tabliczką „czekam na największego idiotę świata” - zawtórowała mu śmiechem. - Tak, biegam. Muszę wrócić do formy. Ale jak ty przyjedziesz to i tak szlag to trafi, bo będziesz mnie ciągał do Dunkin' Donuts co chwilę.

- Oj tam, wiadomość, że żyjesz to nie naruszanie - skradł mu kolejny pocałunek z ust. - I po co się bronisz? Trzeba się cieszyć póki można. Potem ci zrobimy znów z Holly wycisk nowym układem i tyle - roześmiał się wesoło.
- Nawet nie było tak źle. Wiozłem znajomą po drodze, to jechaliśmy pasem z przywilejem… i jasne. Sam się obsłużę - uśmiechnął się, zostawił na ramieniu Lamberta buziaka i wymijając go poszedł do kuchni.
- Czekam. Ty czegoś chcesz? Zrobić ci coś? - znali się tyle lat, odwiedzali się tak długo, że tancerz czuł się jak u siebie i zaczął przekopywać półkę z kawą i herbatą, a potem lodówkę i barek.
*
Darwin zaśmiał się szczerze.
- Nie ukrywam. Wiesz jak bardzo lubię donuty. Nie odmówię sobie. A są nowe z masłem orzechowym! I skoro tak, to ja się już dziś pakuję i jutro będę w drodze. Może nie polecę samolotem, ale zrobię sobie wycieczkę samochodem - powiedział spokojnym tonem.
- Dawno nie prowadziłem na dłuższej trasie.


- Jak już chcesz być taki miły to zrób mi kawę. Wiesz jaką lubię - zaśmiał się i ruszył w stronę garderoby.
Wszystko śpiewało w jego wnętrzu. Nie mógł uwierzyć, że Terrance naprawdę po prostu do niego przyjechał. Fakt ten rozgrzewał jego serce, bo to naprawdę znaczyło, że chłopak tęsknił. Bardzo tęsknił. Może nawet tak bardzo jak on sam.
Szybko założył na siebie bokserki, dresy i jakaś koszulkę bez rękawów. Przeczesał palcami włosy. Zwykle mu się wydawało, że bez makijażu wygląda jak kupka żałości, ale dzisiaj był z siebie zadowolony. Póki podobał się Terrance'owi, to był piękny i kropka.
Złapał po drodze wielką paczkę ulubionych orzeszków tancerza, którą wczoraj kupił i zostawił w sypialni, po czym zszedł na dół.
Spencer buszował mu po szafkach, kiedy po cichu wszedł do kuchni i przytulił się do niego od tyłu.
- Znalazłeś tam coś ciekawego? - zapytał z przekąsem opierając brodę na jego ramieniu.
*
- Nawet mnie nie denerwuj, że chcesz jechać taki kawał - jęknęła Holly zatrzymując się. Czy on był poważny?
- Chcesz, żebym całą drogę zastanawiała się, czy nie stało się coś złego? Może chociaż z pociągu skorzystaj.

 
Terrance zdążył zacząć podjadać migdały, które znalazł i zaczął zalewać jedną i drugą kawę, kiedy poczuł znajome ciepło tuż za nim i uśmiechnął się sam do siebie.
- Jak zawsze okradam cię z orzechów, migdałów i wszystkiego z tej półki… - zaśmiał się, chwilę później się obrócił i skradł z ust Adama drobny pocałunek.
- Twoja kawa. Taka jak lubisz - podsunął mu kubek. - I powiedz mi co z tymi wakacjami. Pisaliśmy coś, ale nic z tego nie wyszło. Chcesz mi zaproponować wspólny wyjazd?
*
Basista uśmiechnął się.
- A dlaczego nie, no co ty, Holly, to jest prosta linia. Autostrada. Jak tylko wyjadę z miasta to to prosta droga z małymi miasteczkami. Nie masz co się martwić, choć miło, że jestem na tyle istotny, że się przejmujesz - zaśmiał się ciepło.
- Kochana… - mruknął bardziej do siebie. Rozgrzewała jego serce.


- Złodzieju - zaśmiał się Lambert nie mogąc się powstrzymać przed oparciem swojego czoła o czoło tancerza. - Ukradłeś mi już chyba wszystko, wiesz? A ja mimo to chcę ci jeszcze dawać coś od siebie.
Wepchnął mu paczkę orzeszków do rąk zabierając od niego kawę. Upił łyk rozkoszując się jej pysznym smakiem. Miał wrażenie, że smakuje jeszcze lepiej niż zwykle. Może dlatego, że nie robił sobie jej sam?
Usiadł na stołku barowym i zaczął głośno myśleć.
- Wiesz, chciałbym, żeby to było jakieś super miejsce z niewielką ilością ludzi i żeby było w miarę ciepło. Patrząc na te kryteria to chyba powinniśmy serio poszukać wyspy do wynajęcia. Ludzi ciągnie do ciepła, popularne miejsca będą przepełnione, a w innych może być różnie. Co myślisz?
*
Zaśmiała się.
- Daj spokój, jedziesz do mnie, miałabym cię przecież na sumieniu - jakoś z tego wybrnęła. - Poza tym chyba się przyjaźnimy, czyż nie?
Zaschło jej w gardle, więc chwyciła swój przywiązywany do pasa bidon i upiła duży łyk wody.


Tancerz uśmiechnął się cicho, kiedy dostał paczkę wręcz się roześmiał.
- Full serwis. Migdały, kawa, Lambert... ulubione orzeszki w gratisie. Dziękuję - pocałował go krótko w szyję, otworzył paczkę i zaczął się zajadać popijając też powoli kawę. Adam usiadł, a Terrance oparł się o blat przed nim.
- Hm.. gdzie Ci najgorzej idzie sprzedaż płyt? - zaśmiał się cicho. - Albo nie patrz na ludzi, ale na to jakiego miejsca się media nie spodziewają. Bo to one są najbardziej natarczywe. Bali? Domki na wodzie? Trzeba znaleźć kraj czy wyspę, na którą tabloidy nie wpadną, a tam jakieś ładne ale mało popularne, zaciszne miejsce.
*
- Pff.. jasne - mruknął. - Tak. ... Ale tak czy siak, chyba pojadę samochodem.
No i dziewczyna zbiła go z tropu. Halo, pocałował ją, teraz odbija łódź do innego portu? Co się dzieje?!
W głowie basisty nagle nic nie miało sensu. Nic do siebie nie pasowało.


Adam przymrużył oczy upijając łyk napoju.
- Hm. No właśnie z tym popularnym miejscem może być mały problem. A tabloidy, mój drogi, to nie wpadną na Grenlandię - zaśmiał się, ale wtedy coś zaświtało w jego głowie i poderwał się z miejsca. - Mam! Co powiesz na Filipiny?
*
Westchnęła cicho.
- Oj, no dobra masz mnie, słabą kobietę. Martwię się właśnie o to, że to TY pojedziesz tym samochodem, Osiołku. Jesteś dla mnie bardzo ważny - powiedziała dużo ciszej. - Oj, nie każ mi mówić rzeczy, których przez telefon mówić się nie powinno. I NIE JEDŹ samochodem. Wiesz, ile jest wypadków na tej autostradzie?
Chyba po raz pierwszy w życiu Holly posunęła się wręcz do próśb w obawie o bezpieczeństwo jakiegokolwiek faceta. Ale Darwin nie był jakimś tam kolesiem. W tej chwili czuła to doskonale.


Terrance usiadł obok słuchając Adama i zaśmiał się apropo Grenlandii i uśmiechnął słysząc o Filipinach.
- Może być. Są tam jakieś wyspy nawet. Można lecieć, ale trzeba się zaszczepić, bo jak cię coś ugryzie, nie będę miał nawet pojęcia jak cię ratować.
*
Basista uśmiechnął się.
- Holly, dezorientujesz mnie bardzo. Ale nic mi nie będzie, okej? Nie jest tych wypadków tak dużo. Nie denerwuj się. I patrzę na pociągi i samoloty. Samochód to teraz najlepsze wyjście.
 
- Jasne, sprawdzi się to w internecie i przed wylotem na pewno pójdziemy do lekarza - śmiał się Adam.
- Rzuciłem tylko pomysłem, w sumie to możemy jechać nawet w tropikalną dżunglę. Byle razem - chwycił dłoń Terrance'a w swoją i uśmiechnął się do niego ciepło.
*
- Masz się meldować co jakiś czas gdzie dokładnie jesteś - ostrzegła basistę Holly. - W którym miejscu się spotkamy?

Tancerz odwzajemnił uśmiech.
- Jednorożec - mruknął i pocałował Adama krótko, ale delikatnie i leniwie. - I mówisz, że z tobą wytrzymam? - uśmiechnął się szerzej.
*
- Przyjadę do ciebie. Wiem gdzie mieszkasz - Darwin  zaśmiał się złowrogo ale i żartobliwie - I będę się meldował jak tylko będę mógł. Nie chciałbym dzwonić prowadząc.

- A masz wyjście? - muzyk odwzajemnił pocałunek i kolejny raz przytulił się do jego szyi, miziając jego skórę nosem.
*
- Liczę na to - zachichotała tancerka. - To co, widzimy się jutro? Muszę iść zrobić jakieś zakupy i ugotować coś dobrego.

Terrance uśmiechnął się ciepło.
- Zdaje się, że nie - pogładził Lamberta po policzku, uniósł delikatnie jego podbródek i dłużej pocałował. A w pocałunek wkradła się leniwa czułość. Bez pośpiechu. Czas się dla nich zatrzymał. Wszystko inne przestało mieć znaczenie. To nie był pocałunek pełen pasji. Był pełen czułości, delikatności i zalążka czegoś jeszcze.
*
- Ooooh, już mi będziesz gotować, czy tak tylko rzucasz, bo na przykład masz psa z chorym żołądkiem i jemu będziesz pichcić? - zaśmiał się zgrywając się. - I widzimy się.

 
Adam ujął w dłonie twarz Terrance'a i pieszczotliwie głaskał jego policzki przez cały czas trwania pocałunku. Czuł się wspaniale mogąc z nim siedzieć w swojej kuchni i nie spieszyć się nigdzie. Pragnął, aby ten stan rzeczy utrzymał się już zawsze. Nawet jeśli miał świadomość, że pewnego dnia to się skończy, nie chciał teraz o tym myśleć. Kiedy oderwał się od niego w celu zaczerpnięcia powietrza, otarł się swoim nosem o jego nos i wyszeptał, bardzo cicho:
- Boże, Terry, kocham cię...
W końcu obiecał mówić mu prawdę.
*
- No nie mów, że nie chciałbyś zjeść czegoś domowego po takiej długiej trasie i fast foodach, bo cię wyśmieję - zaszczebiotała, wracając spacerem przez park do domu. - Powiedz wróżce Holly, co chcesz zjeść, a ona zadba o twój żołądek. I dla twojej wiadomości, nie mam psa. Jeszcze - zaśmiała się złośliwie, ale od razu było słychać że to żarcik.

Terrance uśmiechnął się ciepło patrząc Adamowi w oczy.
- Czuję...- mruknął i skradł kolejnego buziaka. Splótł swoją dłoń z dłonią Adama. Powoli się odsunął uśmiechając się pod nosem. Czuł szczęście. Gładząc kciukiem wierzch dłoni wokalisty upił kolejny i ostatni łyk kawy.
- Jakie mamy plany na dziś? Lenistwo, łóżko, może klub? Może wspólny obiad? - zaśmiał się na ostatni pomysł. Nie byli mistrzami w gotowaniu, co mogłoby się skończyć zabawną tragedią.
*
Darwin zaśmiał się po raz kolejny - Bardzo śmieszne. I będę na tyle miły, że nie będę wybrzydzał i zdam się na twój kulinarny popis. Choć chętnie zjadłbym coś pikantnego.

Adam lekko zaaferowany rozejrzał się po kuchni.
- W sumie… przed trasą koncertową zdarzyło mi się upichcić parę rzeczy, ale nie jestem ekspertem. Za to mogę zostać fanem! Gotowanie odpręża - zaśmiał się radośnie. - A ty jedziesz dalej na tym samym skillu? Bo wiesz, mam fajną książkę, "Gotowanie dla opornych". Za bardzo nie chce mi się wychodzić, a na łóżko chyba za wcześnie. Ale ty zdecyduj, jesteś moim gościem.
*
- Nie ma sprawy. Zrobię tak ostry bibimbap, że ci gardło wypali.
Holly była wielką miłośniczką kuchni azjatyckiej i zawsze szukała okazji, żeby poczęstować kogoś niesamowitymi daniami.
- Kupię lody i szampana. Przyjeżdżaj szybko.


Terrance się zaśmiał naprawdę rozbawiony
-O mój boże, czy ty jesteś chętny na to. żebym Ci spalił kuchnię? Poważnie?... Dobra! - zaśmiał się głośno i wesoło.
- Hahaha, no dobra. To ... To zróbmy coś trudnego. Co trudnego możemy zrobić? O boże, tak bardzo nic nie wyjdzie...
*
- Lody się przydadzą, jeśli będziesz chciała mnie zabić jedzeniem tak ostrym że wypala gardło - śmiał się Darwin ciepło. - Czasem jesteś taka kochana... - westchnął uśmiechając się.

- O rany, jesteś tak tragicznie optymistyczny, że chce mi się śmiać - Lambert zaraz nie wytrzymał i się roześmiał. - Dobra, to sprawami z ogniem zajmę się ja. Ty będziesz… kroił, mieszał i co tam trzeba - szybko przekartkował książkę, która leżała na blacie.
- O, co powiesz na kaczkę w pomarańczach? Akurat mam potrzebne rzeczy.
*
- Zasłużyłeś, to jestem. Dobra, słuchaj, jestem już prawie w domu, więc kończę, bo bardzo potrzebuję prysznica. Może zadzwonię jak będę wychodziła po zakupy, dobrze?

Spencer spojrzał na Adama cholernie rozbawiony.
- Boże, jak fancy... - zaśmiał się głośno i z bezsilności oparł czoło o ramię srebrnowłosego.
- Huh, ale nie no, dobra. Brzmi dość trudno i może być dobre. Jak nic nie spieprzymy. Oh boże.. Dobrze. Co mam robić...? I szkoda że zabierasz mi ogień. Największa frajda jak ścierki płoną - śmiał się cały czas.
*
Johnson się uśmiechnął.
- No popatrz. Zasłużyłem? Nawet nie wiem kiedy. Ale cóż. Dobry pies. I nie wiem, bo sam zaraz coś zjem i wychodzę. Jestem umówiony za godzinę. Więc nie wiem czy jeszcze będzie okazja.


Adam pokręcił się po kuchni z książką w jednej dłoni i ze skupieniem na twarzy wykładał na blat potrzebne składniki i naczynia. W końcu podał Spencerowi cztery pomarańcze i obieraczkę.
- Obierz je. Tylko ładnie, dobra? - zaśmiał się samemu nastawiając piekarnik i zaczynając czyścić kaczkę oraz ją przyprawiać. Podśpiewywał sobie przy tym cicho pod nosem uśmiechając się cały czas.
*
Holly parsknęła śmiechem.
- Nie wierzę, że nazwałeś się psem… Oh! - powiedziała już poważniejszym tonem. - Jakaś imprezka, w porządku. Tylko jeśli chcesz jutro prowadzić, to zero alkoholu albo przynajmniej niewiele, rozumiemy się?


Terrance spojrzał na Adama z poważną miną.
- O mój Boże, ty wiesz co robić! Sooo gay!- prychnął głośno śmiechem i zaczął obierać pomarańcze przyglądając się, do Adam robi.
*
Darwin nie mógł przestać się śmiać.
- Dobrze, mamo. Nie planuję pić więcej niż dwa piwa. Jam evening jest. Ciężko się gra będąc pijanym.


Adam ironicznie zmarszczył brwi.
- Ale ty wiesz, że najlepsi kucharze na świecie to faceci? Poza tym, w tej książce chyba po coś napisali co robić krok po kroku - zachichotał wesoło. Już dawno tak dobrze się nie bawił, nie miał tak swobodnego i spontanicznego humoru. Przepełniało go szczęście.
- Ej! - zawołał nagle do Terrance'a. - Obrałeś już chociaż jedną? Bo potrzebuję skórki z jednej pomarańczy.
*
- No to dobrze. Przecież wtedy to bym musiała chyba jechać na ziółkach od rana. No, jestem przy drzwiach więc kończę. Miłej zabawy, daj znać jak wyjedziesz, dobrze?

Terrance podsunął Adamowi to, czego udało mu się do tej pory dokonać.
- Co to za oszustwo, że kaczka z pomarańczami kiedy ty tu skórki tylko chcesz - zgrywał się. - I owszem, faceci. Still so gay. Ale gdybyśmy jeszcze popijali teraz czerwone wino, śmiałbym się, że jesteśmy jak dwie lesbijki - chichotał głośno.
- Obrałem pomarańcze. Co teraz?
*
Basista uśmiechnął się pod nosem.
- Dobrze, słońce. Dam znać. Sms’em, żeby cię nie budzić telefonem... Do zobaczenia.
Zaśmiał się cicho, poczekał na jej odpowiedź i się rozłączył. Odejdzie z zespołu, żeby tylko móc skraść tej dziewczynie to wredne serduszko.

 
- Pomarańcze będą potem, najpierw musi się w ogóle mięso upiec - włożył skórkę do środka kaczki, po czym natarł brytfannę margaryną. - A chcesz wina, KOCHANA? Bo mam - parsknął głośnym śmiechem. - Ale nadal nie wiem, co pedalskiego widzisz w gotowaniu.
Położył kaczkę na brytfannę, po czym włożył ją do piekarnika.
- A teraz pół godziny wolnego.
Jego wzrok powoli odnalazł spojrzenie Spencera.
- Winka? - zagadnął głupio z wesołym uśmiechem i puścił mu rozbrajające oczko.
*
- Będę czekać. Możesz dzwonić. Twój głos jest najlepszą rzeczą o poranku i w nocy… i w ogóle - zaśmiała się z samej siebie. - To do jutra, pa!
Zakończyła rozmowę czując, że jej policzki płoną, a serce drży. Tego dnia robiła wszystko myśląc tylko o jutrzejszym spotkaniu z Darwinem.

 
Terrence przytulił się do pleców Lamberta i zaczął gładzić go po klatce piersiowej.
- N,o sam zwróć uwagę jak ją nacierasz... - powiedział niby zmysłowo, ale żartując. Powoli przesuwał dłoń po brzuchu Adama, jednak koniec końców nie wytrzymał, roześmiał się i oparł czoło o jego ramię.
- Mówisz poważnie? Nie mów, że czerwone...
*
Darwin uśmiechnął się szeroko po pożegnaniu.
„Co ty robisz z moimi uczuciami, kobieto” - pomyślał i poszedł jeść, a potem pograć.


Lambert roześmiał się głośno zdając sobie sprawę, że jego mieszkanie chyba nigdy nie słyszało takiej ilości śmiechu.
- Normalnie ją nacieram, za to ty chyba nie masz co robić i mnie naśladujesz.
Dotyk Terrance'a niesamowicie na niego działał, ale przez całe to zamieszanie w łazience na lotnisku Adam powstrzymywał się właściwie z każdym ruchem, który miał ochotę wykonać. Nie wiedział, co może nie spodobać się tancerzowi, a nie chciał tracić czasu na głupie kłótnie. Kiedy kaczka poszła się piec, odwrócił się do chłopaka z zaczepną miną.
- A nawet jeśli, to co? Oskarżysz mnie o bycie lesbijką?

Tancerz spojrzał na niego rozbawiony
- Nie. Nie mógłbym. Jesteś zbyt męski. Ale... Ale! kilkanaście lat temu... - zaśmiał się głośno. - I czerwone wino jest dla śmiesznych biznesmenów i lesbijek. Przecież ty zawsze tequilę i wódkę pochłaniałeś. Serduszko ci zmiękło i zmieniasz kierunek na wino?
Droczył się. Lubił się droczyć z Adamem i patrzeć na jego kochane reakcje.
- Okej, wino jest jeszcze dla starych gejów, co osiedli na kanapie i oglądają co wieczór razem seriale.

Muzyk zaśmiał się na wspomnienie czasów, kiedy się spotkali.
- No, ale wtedy byłem młody, szalało mi trochę w głowie i to były tylko imprezy… Zresztą, ty wcale nie wyglądałeś lepiej.
- Ah, więc założyłeś, że moja mama, która często do mnie wpada, pije tequilę razem ze mną? Nie, nie, Terry. Ja zawsze jestem odpowiednio przygotowany.

- Więc wino jest dla mamy. Okej. To wiele zmienia - podsumował Spencer śmiejąc się. -… Mmm, nie musimy zrobić coś jeszcze do tej seksualnej kaczki?

- Nie. Nastawiłem minutnik, a sos zrobimy dopiero jak kaczka się udusi, a na razie ona się piecze - wyjaśnił jak małemu dziecku.
- To chcesz tego wina czy nie? Bo już nie wiem.

Terry uśmiechał się.
-...  No dobra. Polej Anka, Polej. Opijemy złamane serca po nieudanych związkach - zgrywał się jak cholera i strasznie go to bawiło. Skradł Adamowi kolejnego czułego buziaka wciąż się uśmiechając.

Dziko rechocząc chwycił Terrance'a za dłoń.
- To chodźmy do salonu. To urządzonko będzie tu sobie wyć jak czas się skończy, więc spokojnie.
Podszedł do barku i wyjął z niego butelkę wina oraz dwa kieliszki. Usiadł na sofie, położył kieliszki na stoliku i otworzył butelkę. Nalał im sporo czerwonego trunku. Odłożył butelkę i chwycił swój kieliszek.
- To czekaj, za co pijemy? Aaa, za złamane serca! - zaśmiał się i przysunął do tancerza nie mogąc się powstrzymać przed pocałowaniem go w policzek.
- I za to, że jak stara para gejów osiadamy na kanapie... - zachichotał ciepło, pocałował go, stuknął delikatnie kieliszkiem o kieliszek i upił łyka.
***

Tancerz nie miał racji. Kuchnia nie została spalona, kaczka nie była nigdzie nawet zwęglona, w dodatku smakowała wybornie razem z czerwonym winem. Adam pękał wręcz z dumy, kiedy Terrance poprosił o dokładkę. Za karę, za wcześniejsze wyśmiewanie się, Lambert zmusił Spencera do pomocy przy zmywaniu. Na szczęście naczynia nie ucierpiały. Wokalista patrzył na chłopaka prawie przez ten cały czas myśląc o tym, jakby to było codziennie robić z nim najprostsze rzeczy. Każda chwila z Terrym była dla niego prawdziwie magiczna. Upajał się szczęściem i swobodą, kiedy obok zlewu, ze ścierkami w rękach całowali się i śmiali na przemian.
- To, co chcesz teraz robić? - zapytał muzyk wieszając ściereczki na swoim miejscu.

- Teraz… możemy iść powoli do łóżka.. - mruknął Spencer rozluźniony po odrobinie alkoholu. Pociągnął Lamberta za rękę i całując leniwie z wczuciem i delikatnie, a jednocześnie powoli, kierował się w stronę sypialni. Czasem się delikatnie o coś potknęli, albo dobili do ściany, przez co można było usłyszeć stłumiony śmiech, ale nie pozwalał chłopakowi się odsunąć, trzymając go za brzeg bokserek. Terrance emanował szczęściem, relaksem, czułością... i powoli pękały jego przyjacielskie mury wokół jego ciepłego, kochającego serduszka.

Nie wiedział jakim cudem nie zabił się na schodach idąc praktycznie tyłem, za to na ich szczycie się wywrócił i upadł na plecy. Terrance upadł na niego, na co Adam rozciągał kąciki ust w uśmiechu nie przerywając wolnego, czułego i naprawdę mocno miłosnego pocałunku. Jego dłonie znalazły się pod koszulką Spencera. Wodził nimi po jego wysportowanych plecach oraz linii kręgosłupa doprowadzając do przyjemnych dreszczy.

Terry zaśmiał się cicho jednocześnie wciąż całując. Po chwili się oderwał, podniósł i pomógł wstać Adamowi. Poszli do sypialni i delikatnie popchnął chłopaka na łóżko, sam zaraz wylądował tuż obok i znów smakował jego piegowatych, miękkich warg jednocześnie głaszcząc jego miękki zarost. Czyste czułości. Zwyczajnie cieszył się momentem. Było dobrze tak jak było. Nie potrzebne nic więcej. Mur powoli padał. Powolutku, ale padał. Cegiełka po cegiełce.

Miał wrażenie, że miłość, którą czuł do tego chłopaka stała się jego powietrzem. Oddychał nią, unosił się w niej i wcale nie chciał przestać. Przycisnął mocno do siebie piękne ciało swojego tancerza beztrosko układając dłonie na jego biodrach. Całował go wciąż leniwie, ale także dużo bardziej pożądliwie.
Kiedy ich usta się rozłączyły, obsypał małymi i delikatnymi pocałunkami całą szyję Spencera. Przez cały ten czas mimowolnie się uśmiechał promieniejąc wręcz tą radością.

Tancerz uśmiechał się pod nosem delikatnie przeczesując palcami włosy wokalisty, drugą delikatnie głaskał mięśnie brzucha Adama. Mimowolnie, odruchowo i czule. Przeszedł go  przyjemny dreszcz, kiedy Adam obsypywał go tą całą miłością. Czuł się upojony tym uczuciem, absorbował je. Uczuciem i zapachem jego skóry, która była taka ciepła.

Adam bardzo powoli podniósł koszulkę Terry'ego do góry i z największym uczuciem na jakie było go stać, całował i przygryzał skórę ukochanego. Kiedy doszedł do pępka, zaczął "wracać" ustami w górę, dopóki ponownie nie zagłębił się w wargach Spencera.

Tancerz pogłębił pocałunek Adama, wkładając w to niesamowitą czułość, chwilę później był już nad nim. Powoli się odsunął, krótko, jeszcze raz pocałował i mocno go przytulił. Bez słowa. Atmosfera mówiła za siebie. Delikatnie gładził jego mięśnie, całował delikatnie po szyi, po czym poparł się rękoma i będąc nad Lambertem spojrzał mu głęboko w oczy. Zapamiętywał wszystko. Ich wargi dzielił może centymetr. Był czystym pięknem. Te wszystkie liczne piegi nie zakryte żadnym makijażem. Piegi na całej twarzy i ciele. Dodawały mu uroku. Chłodne, ale radosne spojrzenie. Tak bardzo jasne i piękne oczy...
Nie mógł teraz oderwać od nich wzroku. Prosty nos i bardzo kuszące wargi. Delikatnie je musnął. Cicho westchnął, przymknął powieki, po czym uśmiechnął się pod nosem.
- Co ty ze mną robisz, Boo... - szepnął, delikatnie muskając policzek Adama koniuszkiem swojego nosa i składając na piegowatym policzku czułego buziaka. Otworzył oczy i znów popatrzył w to przejmująco głębokie spojrzenie. Wciąż się uśmiechał.
- Co ze mną robisz...? - pytanie było zupełnie retoryczne. Cegiełka po cegiełce... Mur padał.

2 komentarze:

  1. Super super i jeszcze raz super. Piszecie na zmianę, czego wogóle nie widac. akcja jest świetna, miło sie czyta. super szczegóły, pomysłowość 11/10, trzymacie w napięciu, rozdziały sa dluuuuugie, BARDZO dlugie <3 (na +) i tez nie dostajecie rozdziału na miesiąc, co jest jeszcze lepsze. podziwiam wyobraźnie, tym bardziej, ze nie jest to w 100% fikcja, tylko znajdziemy w waszych pracach duzo prawdziwych zdarzeń, które miały miejsce niedawno. JESTEM FANKA i chyba powoli sie przekonuje do tedama. Czekam na wiecej !!

    OdpowiedzUsuń
  2. No hej gurls!
    ojej, jak dużo czułości. I śmiechu. Dobrze się bawiłam, czytając czwórkę. Fajna chemia w Tedamie.
    No i co fajniejsze, przez mrożonki już wyłapuję, która co pisze, nie skupiając się na tym, czy to part Adama czy part Terry'ego :3
    Pozdrawiam cieplutko,

    mamka ciotka Marona

    OdpowiedzUsuń